Po długo zapowiadanym "ślubie roku" Agnieszka Woźniak-Starak postanowiła udzielić bardzo szczerego wywiadu magazynowi Pani. Celebrytka, która ponoć już nie zamierza promować się na ściankach, opowiedziała jak "przypadkiem" trafiła do telewizji. Zapewnia, że nie było to "to, o czym naprawdę marzyła". Teraz gdy została żoną syna miliardera może zrobić sobie przerwę od pracy.
Rzucałam się w to, co los mi podstawiał pod nos. To były propozycje i okazje, o których inni marzyli - wspomina skromnie Agnieszka. I nawet jeśli coś mnie do końca nie interesowało, to wchodziłam w to, bo wiedziałam, że to moja kariera i że mimo wszystko będzie mnie to bawiło i sprawiało przyjemność. Chociaż nadal nie będzie to to, o czym tak naprawdę marzę i co chciałabym robić, ale że to będzie frajda i że będę szła dalej, rozwijała się. Jednak gdzieś z tyłu głowy czułam, że trochę po drodze porzucam swoje ideały. Jedną z rzeczy, które u siebie lubię - a nie mam ich dużo, bo raczej jestem krytyczna - jest skłonność do ryzyka. Wolę postawić wszystko na jedną kartę i spróbować. Najwyżej nic z tego nie wyjdzie i będę zaczynać od zera. Tak było na przykład z TVN-em. Tu nic nie było pewne. Miałam wiele takich sytuacji życiowych, ale wiedziałam, że to zrobię, bo to będzie ciekawsze niż siedzenie ciągle w tym samym miejscu i czekanie na cud.
Agnieszka Woźniak-Starak przy okazji wbiła szpilę byłym kolegom i koleżankom z obu stacji. Okazuje się, że podczas gdy inni "wystają pod gabinetem" jej wystarczy bójka z Dodą i promowanie się na Instagramie, aby wszystko "samo przychodziło". Teraz, gdy dzięki pieniądzom męża może już nie męczyć się i nie wystawać na ściankach, zamierza zerwać z show biznesem.
Ja już nie chcę mieć nic wspólnego z show biznesem jako takim - deklaruje Agnieszka. I wiesz co? Zauważyłam, że im mniej oczekuję, tym więcej dostaję. Kiedyś nawet miałam do siebie pretensję, że nie mam siły przebicia i krępuję się chodzić do dyrektorów prosić. Nagle okazało się, że nie trzeba. Bo kolegom, którzy chodzą i wystają pod gabinetami, bardzo zdesperowanym, żeby coś robić, to wcale nie wychodzi. A jak ma się w sobie luz, to to w końcu samo przychodzi.
Agnieszka postanowiła też wyznać, że wiele lat temu w trakcie pierwszego małżeństwa była w ciąży.
Nie mówiłam o tym nigdy. Robię to po raz pierwszy, ale parę lat temu poroniłam w szóstym tygodniu - wyznała. Nie planowaliśmy z moim byłym mężem tej ciąży, ale bardzo się oboje cieszyliśmy i bardzo oboje przeżyliśmy to, co się później zdarzyło. I może to właśnie był początek końca mojego małżeństwa. Potwornie to przeżywałam. Gdy potem, jak człowiek słyszę: ona nie lubi dzieci, ona nie chce mieć dzieci woli karierę. Nie chcę tłumaczyć się przed ludźmi, którzy zadają takie pytania i tak mnie oceniają. Bardzo chciałam, ale nie wyszło.