Ubiegłoroczna wyprowadzka Beaty Kozidrak z domu pod Lublinem zaskoczyła wszystkich. Wcześniej przez wiele lat piosenkarka regularnie chwaliła się w wywiadach szczęściem i udanym małżeństwem. Często wspominała, że mąż "rozpieszcza ją egzotycznymi podróżami" i kolejnymi domami w różnych zakątkach świata. Miał też dbać o to, by nie musiała zajmować się tak przyziemnymi sprawami i finansami. Pieniądze liczył on.
Początkowo oficjalnie przeprowadzkę z Lublina tłumaczyła tym, że potrzebuje większej swobody twórczej. W tym samym czasie mąż zapewniał, że kiedy wokalistka wróci do domu... w nagrodę sfinansuje film o jej życiu. Później było już tylko gorzej - pojawiły się plotki o romansach Andrzeja Pietrasa, w wyniku których na świat miało przyjść co najmniej jedno dziecko. Beata przestała więc udawać szczęśliwą mężatkę i coraz częściej mówiła w wywiadach, że od dawna czuła się nieszczęśliwa. Zakończeniem ten smutnej historii był rozwód, orzeczony na początku lipca tego roku.
Jak ujawnia znajomy artystki w rozmowie z tygodnikiem Gwiazdy, gdyby nie pomoc psychoterapeuty, Kozidrak prawdopodobnie nie zdecydowałaby się zostawić męża, który kontrolował jej życie i karierę od klasy maturalnej.
Beata przez lata tkwiła w toksycznej relacji. Choć od dawna nie czuła się szczęśliwa, nie miała siły, by zostawić Andrzeja - potwierdza informator tabloidu. Nie wzięło się to z kosmosu. Beata od miesięcy korzysta z pomocy specjalisty.
Podobno na terapię namówiły ją córki, które od dawna miały nadzieję, że mama wreszcie przejrzy na oczy.
Dziś nie jest już bezbronną kobietą - dodaje informator. Wcześniej myślała o wszystkich, tylko nie o sobie. Teraz ma odwagę skupiać się na swoich potrzebach. To zasługa terapii.
Życiowe wstrząsy minionego roku negatywnie odbiły się na jej zdrowiu. Pojawiły się kłopoty kardiologiczne. Kozidrak liczy na to, że udany urlop rozwiąże jej problemy.
Ma nadzieję, że po krótkich wakacjach, na które wkrótce jedzie, wróci na scenę z nową energią - mówi jej znajomy.