Daria Widawska 8 lat temu poważnie zachorowała. Jak sama wspominała w wywiadach, zaczęło się banalnie - od bólu gardła i powiększonych węzłów chłonnych. Kiedy jednak kilka dni później zrobiła się żółta, naprawdę się zaniepokoiła. W szpitalu spędziła 3 miesiące. Przez ten czas lekarze nie zdołali postawić żadnej diagnozy. Do tej pory nikt nie wie, na co chorowała. Udało się jednak wykluczyć choroby onkologiczne i hematologiczne.
Leczono tylko objawy, a nie przyczynę mojej choroby - wyznała aktorka kilka miesięcy po opuszczeniu szpitala. Czasem przebiega mi przez głowę krótka myśl: a może siedzę na bombie?
Na szczęście od tamtej pory cieszy się dobrym zdrowiem. Na tyle dobrym, że zdecydowała się na drugie dziecko i rok temu na świecie pojawił się Brunon. W rozmowie z magazynem Viva Widawska wyznaje, że, w przeciwieństwie do wielu kobiet, nie traktuje rodzicielstwa jako czegoś wyjątkowego.
Nigdy nie postrzegałam macierzyństwa w kategoriach nadzwyczajnego wydarzenia. To jest rewolucja tylko w życiu tej konkretnej kobiety i rodziny. Tyle - wyjaśnia w wywiadzie. Wiesz, dlaczego się mówi, że ciąża to stan przy nadziei? Nikt nie dopowiada końcówki zdania: że to się wreszcie skończy. To jest ciągła nadzieja na koniec! Żadne mistyczne przeżycie. Ciężka, fizyczna praca. Oczywiście są ludzie, którzy odczuwają te sprawy głębiej, ja do nich nie należę.
Pierwsze doświadczenia macierzyńskie w życiu aktorki były dramatyczne. Gdy jej starszy synek miał trzy i pół miesiąca, z ciężkimi objawami trafił do szpitala zakaźnego. Postępy w jego rozwoju obserwowała na zdjęciach i nagraniach, które bliscy przynosili jej do szpitala.
Wyparłam pewne rzeczy. Na przykład to, że nie widziałam ich na żywo. Nie pamiętam, że nie było mnie w życiu starszego syna - wyznaje Widawska. I on też tego nie pamięta. Nie pamiętam, że moja choroba się wydarzyła, naprawdę. W ogóle nie wracam do tamtego czasu. Nie ma sensu tego rozdrapywać, babrać się. Trudniej by mi się żyło ze świadomością, że coś mnie ominęło, że coś straciłam. A ja nie chcę tak żyć.
Wydarzyło się coś nieoczekiwanego, niewytłumaczalnego, ale negatywnego. Więc po co o tym opowiadać? Wiele osób, które przeżyły jakąś życiową nawrotkę mówi, że to ich zmieniło. Mnie nie. Nie jestem mądrzejsza dlatego, że byłam chora. Jestem mądrzejsza, kiedy przeczytam książkę albo nauczę się nowego języka. Choroba nie zmieniła też mojego życia. To była ciągła walka, żeby wyzdrowieć, żeby wrócić do domu. Po co miałabym myśleć, co będzie, jeśli nie wyzdrowieję. Zostałam wyrwana z życia na trzy miesiące, gdzieś wyjechałam i wróciłam.
