W czerwcu media obiegła wiadomość o niespodziewanym rozstaniu Taylor Swift i Calvina Harrisa. Jak na standardy show biznesu wytrzymali ze sobą całkiem długo, bo aż 15 miesięcy. Taylor nigdy nie była wcześniej w tak długim związku, mimo że spotykała się z wieloma mężczyznami, m.in. z Jackiem Gyllenhaalem, Harym Stylesem, Johnem Mayerem czy Taylorem Lautnerem.
Związek z Calvinem Harrisem miał być czymś znacznie poważniejszym. Swift ponoć zaczęła już nawet planować ślub na Hawajach za 2 miliony dolarów. Z tych planów nic jednak nie wyszło, bo Harris ponoć przestraszył się tak poważnych deklaracji. Nie pasowała mu również wizja szybkiego zostania ojcem.
Taylor nie rozpaczała jednak długo - już dwa tygodnie po zerwaniu widziana była na Rhode Island całując się z Tomem Hiddlestonem. Romans z nim zaczął się ponoć na długo przed oficjalnym zerwaniem z Harrisem i to było prawdziwą przyczyną rozpadu związku.
Choć początkowo DJ i piosenkarka utrzymywali, że ich rozstanie przebiegało w zgodzie, szybko doszło między nimi do spięć na forum publicznym. Poszło o to, kto w rzeczywistości napisał dla Rihanny piosenkę _**This is what you came for**_. Harris poradził wówczas byłej dziewczynie na Twitterze, żeby zajęła się własnym życiem i swoim nowym chłopakiem.
Najwyraźniej ta nie zajęła się nim wystarczająco dobrze, bo nowy romans zakończył się po zaledwie trzech miesiącach i obecnie znów jest wolna oraz… ponoć znów flirtuje z Harrisem.
Pogodzili się krótko po tym, jak Taylor rozstała się z Tomem. Trudno powiedzieć, kto odezwał się pierwszy, ale prawdą jest, że znów mają kontakt - relacjonuje osoba z otoczenia dawnych kochanków. Jak na razie nie rozmawiali jeszcze przez telefon, ani nie spotkali się.
Jak sądzicie, komu Taylor poświęci więcej miejsca na swojej nowej płycie: Harrisowi czy Hiddlestonowi?