Wczoraj amerykańskie media żyły napaścią na Kim Kardashian, do której doszło w apartamencie w Paryżu. Podczas gdy Kanye grał koncert, około 3 nad ranem do sypialni celebrytki weszli zamaskowani napastnicy. Kim została przez nich wyciągnięta z łóżka.
Jak podaje źródło, Kim leżała w łóżku, kiedy usłyszała kroki napastników zbliżających się do jej drzwi. Celebrytka przez szklaną przesłonkę zauważyła dwóch mężczyzn: jednego zamaskowanego, a drugiego w czapce policjanta. Już wtedy wiedziała, że dzieje się coś niedobrego, dlatego usiłowała połączyć się telefonicznie ze swoim ochroniarzem. W tym momencie jeden z napastników wyrwał jej telefon z ręki. Kim została zakuta w plastikowe kajdanki. Według zeznań celebrytki, jeden z mężczyzn chwycił ją za kostki, okleił taśmą i przeniósł do łazienki, gdzie włożył ją do marmurowej wanny. Kardashian była wtedy pewna, że zostanie zgwałcona. Zaczęła krzyczeć:
_Nie zabijajcie mnie, mam dzieci!._
35-latka zaoferowała przestępcom pieniądze prosząc, by oszczędzili jej życie. Jak zeznała, złodzieje nie znali jednak angielskiego, mówili tylko po francusku. Jedyne, co zrozumiała, to powtarzane w kółko słowo "pierścionek".
Dalsze zeznania Kim nabierają dramatyzmu. Napastnicy mieli zakleić również jej usta, gdy wołała o pomoc. W piętrowym apartamencie miała bowiem przebywać również przyjaciółka celebrytki - Simone, która spała w sypialni piętro niżej. Gdy usłyszała hałas dobiegający z mieszkania Kim, zamknęła się w łazience i zadzwoniła po ochroniarza oraz siostrę Kim, Kourtney.
Ochroniarz dotarł do mieszkania dwie minuty po tym, jak złodzieje uciekli z pierścionkiem wartym 17 milionów złotych. Cały incydent miał trwać zaledwie 6 minut, w trakcie których Kim i Kanye stracili w sumie 11 milionów dolarów i dwa prywatne telefony z mnóstwem osobistych zdjęć.