Nikt nie spodziewał się, że pobyt Kim Kardashian podczas Tygodnia Mody w Paryżu zakończy się w taki sposób. W nocy z niedzieli na poniedziałek do apartamentu celebrytki wtargnęli zamaskowani napastnicy, którzy ją skrępowali i okradli z biżuterii za 11 milionów dolarów - w tym jej pierścionek zaręczynowy za 4,5 miliona.
Francuska policja natychmiast zajęła się kradzieżą. Niestety, prawdopodobieństwo odzyskania biżuterii jest niewielkie. Śledczy podejrzewają, że jeszcze przed kradzieżą kosztowności celebrytki zostały zamówione na czarnym rynku i natychmiast trafiły do umówionego kupca.
Obecny ochroniarz Kim, Pascal Douvier, był nieobecny podczas napadu, gdyż towarzyszył Kourtney i Kendall w oddalonym o 2 kilometry klubie nocnym Arc. Choć został przesłuchany, nie znajduje się w kręgu podejrzanych o współudział.
Douvier skomentował sytuację w Daily Mail i zapowiedział... polowanie na złodziei.
Wydarzenia z Paryża były jedną z najbardziej obrzydliwych rzeczy, jakie kiedykolwiek widziałem i słyszałem - powiedział. Mamy doradców, mamy wskazówki i znajdziemy was! To mogę wam obiecać... zadarliście z niewłaściwą osobą!
Wściekli fani Kim atakują ochroniarza i twierdzą, że nie zapewnił jej wystarczającej ochrony. Na Instagramie pojawiły się już komentarze, że bardziej dba o swój wizerunek niż o bezpieczeństwo sławnej klientki. Douvier poukrywał swoje konta w mediach społecznościowych i liczy na to, że nie straci pracy.
Kardashianowie opuścili Francję z dodatkową obstawą. Kanye odebrał żonę z lotniska w Nowym Jorku pod eskortą 15 samochodów, dla których trzeba było zablokować ruch w części Manhattanu. Krytycy rodziny celebrytów twierdzą, że teraz Kim przesadza w drugą stronę i zapewnia sobie ochronę niczym prezydent USA.
Skoro to jednak ktoś z otoczenia Kardashian wystawił ją złodziejom, czy na pewno może już czuć się bezpiecznie?