Kamil Durczok od półtora roku, gdy po ujawnieniu prawdy o jego metodach pracy, TVN musiał podziękować mu za współpracę, był związany umową o zakazie konkurencji. Nie mógł też komentować swojej sytuacji, ani też okoliczności rozstania ze znienawidzoną obecnie stacją (w wywiadzie dla Newsweeka nie chciał nawet wymówić imienia jej szefa). Jak widać, wykorzystał ten czas na przygotowanie się do tego, co i komu powie, kiedy już będzie mógł. Od początku października, czyli odkąd przestał go obowiązywać kontrakt z TVN-em, udziela wywiadów, zapewniając, że nigdy nikogo nie molestował, ani nie znęcał się nad pracownikami, a jeśli tak to odebrali to ich wina, że źle znoszą krzyk.
Dziennikarze w wywiadzie dla Newsweeka, który półtora roku temu ujawnił, że Durczok "czołgał i upokarzał ludzi", a także cierpiał na manię wielkości twierdzili nieco inaczej: Pracownik o Durczoku: "Pycha posunięta do granic absurdu! CZOŁGAŁ LUDZI, UPOKARZAŁ"
Były szef Faktów wyjaśnia teraz, że w redakcji "robił co chciał" i ma żal do TVN-u o to, że nie stanął murem za nim i jego metodami pracy. Żali się, że na koniec nawet mu nie podziękowali.
Dowiedziałem się, że w TVN została powołana wewnętrzna komisja. I po raz pierwszy pomyślałem, że firma za mną nie stoi. I że to może koniec pewnego etapu. Czułem się z tym potwornie - narzekał w wywiadzie. To się zaczęło już po pierwszym tekście "Wprostu", w którym mówiono o molestowaniu seksualnym, jakiego miał dopuszczać się znany dziennikarz dużej firmy medialnej, ale nie podawano nazwisk. Natychmiast zaczęto szeptać o kilku nazwiskach, w tym moim.
Czyli, tak jak wymsknęło się Omenie Mensah, "wszyscy i tak wiedzieli, o kogo chodzi".
Z autobiografii Durczoka, której premiera zapowiedziana jest na październik, wynika, że "wszyscy" mieli rację. W swojej książce Kamil chwali się beztrosko, że był znanym w środowisku dziennikarskim "uwodzicielem" i po prostu sprawiał, że "dziewczyny czuły się wyjątkowo".
_**Tak, zdarzało mi się utrzymywać bliskie relacje z koleżankami z pracy i nie było w tym niczego nadzwyczajnego.**_ Przecież z podobnych relacji powstało w firmie około piętnastu małżeństw, a pewnie dwa razy tyle par w końcu się rozeszło. Dziewczyny czuły się wyjątkowe, bo takie były. Faceci mieli podobnie - pisze w książce Przerwa w emisji, której fragmenty publikuje teraz Super Express. Ale to nie ma nic wspólnego z molestowaniem. Nie da się wrócić do codziennego życia, jakby nigdy nic, na spokojnie. Trzeba znaleźć bufor.
Zdaniem tygodnika Wprost, tym "buforem" była twarda pornografia i mobbing. Dziennikarz pozwał za to tygodnik, a sędzia nie zaprzeczył, że takie sytuacje mogły mieć miejsce, orzekł jednak, że Wprost nie powinien był trąbić o tym na całą Polskę.
Popełniłem w życiu wiele błędów, moje sprawy uczuciowe i prywatne bardziej przypominały gigantyczny śmietnik i pełny obłęd niż jakikolwiek uporządkowany teren - przyznaje Durczok w autobiografii.
Najważniejsze, że nadal wierzy w to, że nad nikim się nie znęcał, zaś "bliskie relacje" szefa z podwładnymi, których kariera zależy od jego humoru, nie mają nic wspólnego z molestowaniem. Może wierzy, że wszystkie się w nim zakochiwały. Niestety, wierzy w to również jego zdradzana żona, która, po ujawnieniu skandali, stanęła po jego stronie, zapewniając w wywiadzie, że dla niej to nie ma znaczenia, bo "tak się robi na Śląsku".