Od kilku tygodni tematem numer jeden było w Polsce planowane przez rząd drastyczne zaostrzenie prawa antyaborcyjnego. Tymczasem parlament zdecydował się też na ratyfikację jeszcze jednej, bardzo kontrowersyjnej ustawy, narzuconej nam odgórnie przez Unię Europejską. Czym jest umowa CETA i co tak naprawdę oznacza wprowadzenie jej w życie?
Sprawa niepokojąco przypomina plan wprowadzenia tzw. "porozumienia" ACTA, ograniczającego prywatność w sieci, forsowanej przez wiele mediów i korporacji. Nasz tekst, w którym jako jedne z nielicznych mediów opisaliśmy protesty w całej Polsce wywołał bardzo nerwową i dziwną reakcję Gazety Wyborczej.
Tak odpowiedzieli nam w Wyborczej: "Gazeta Wyborcza" wyśmiewa nasz tekst o ACTA
W tym roku sytuacja ma się powtórzyć. Jednocześnie z pomysłem polityków na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, na Wiejskiej toczyła się też gorąca dyskusja na temat ratyfikowania przez kraje członkowskie UE umowy CETA (z ang. "Comprehensive Economic and Trade Agreement"), tworzącej strefę wolnego handlu między Wspólnotą a Kanadą. Wprowadzenie określanego skrótem "TTIP" podobnego aktu z USA przed kilkoma laty spotkało się z ogromnym sprzeciwem mieszkańców Unii, co z kolei sprawiło, że póki co nie udało się wprowadzić go w życie.
Zarówno TTIP, jak i CETA budzą ogromne emocje. Nic więc dziwnego, że zwolennicy różnych teorii spiskowych głośno twierdzili nawet, że polski rząd specjalnie wykorzystał zamieszanie wokół ustawy antyaborcyjnej jako "zasłonę dymną", odwracającą uwagę od prawdziwego zagrożenia, jakim jest pomysł wprowadzenia w życie zapisanych w umowach rozwiązań i regulacji. Postanowiliśmy przyjrzeć się więc CETA nieco bliżej i sprawdzić, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
"Wielka szansa"… czy wielkie zagrożenie?
Zdaniem opowiadających się za przyjęciem CETA przedstawicieli Unii Europejskiej, stworzenie strefy wolnego handlu między Wspólnotą a Kanadą otworzy europejskim firmom drzwi do północnoamerykańskiego rynku. Zniesienie ceł ma stymulować gospodarkę, a kanadyjskie inwestycje na Starym Kontynencie mają stworzyć ponad 600 tysięcy nowych miejsc pracy.
Zupełnie inaczej podchodzą do tego organizacje zrzeszające małych i średnich producentów. Ci uważają, że w starciu z wielkimi korporacjami, które mają być największym beneficjentem nowych zmian, nie będą mieli żadnych szans. Europejski rynek pracy nie tylko zaś nie zwiększy się, ale wręcz przeciwnie - zlikwidowane zostanie aż 200 tysięcy miejsc pracy, w tym wiele w Polsce! Przeciwnicy planowanych przez UE zmian sugerują też, że CETA, nazywana "siostrą TTIP", ma stanowić swoistą furtkę do wprowadzenia tej drugiej ustawy, nad którą pracę (utajnione przed opinią publiczną!) - z powodu głośnych protestów - zostały na razie zawieszone.
Ze szczególnym niepokojem na pomysł wprowadzenia w życie CETA patrzą rolnicy. Nic dziwnego, bo to w nich zawarte w umowie zapisy mogą uderzyć najmocniej. Chodzi m.in. o zniesienie 90% barier na produkty rolne i niemal wszystkich barier celnych, a także otwarcie rynków. Europejscy rolnicy, działający w zdecydowanej większości na niewielkich, rodzinnych uprawach, nie będą mieli szans w starciu z wielkimi firmami z Kanady, gdzie rolnictwo oparte jest na wielkich, przypominających bardziej dobrze zorganizowane przedsiębiorstwa, farmach.
Efekty podobnych działań można już było zaobserwować w Meksyku, po podpisaniu przez ten kraj umowy NAFTA, wprowadzającej swobodny przepływ towarów między tym krajem a USA i Kanadą.
Po podpisaniu NAFT-y [umowa handlowa między Kanadą, Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi] w Kanadzie nastąpiło "równanie w dół" - wszystkie nasze normy w zakresie bezpieczeństwa żywności, zabezpieczenia społecznego i ochrony środowiska dostosowano do amerykańskich, dużo bardziej liberalnych. Tak samo będzie teraz w Europie, gdzie standardy są wyższe niż w Ameryce - wyjaśniła w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną Maude Barlow, założycielka zajmującej się głównie ochroną środowiska organizacji Council of Canadians.
Jak twierdzą amerykańscy działacze organizacji społecznych, po ratyfikowaniu zawartych w NAFTA zapisów, pracę straciło aż 1,3 miliona (!) małych i średnich meksykańskich rolników!
Polski rząd zapewnia oczywiście, że nie zgodzi się na zapisy, które mogłyby zagrozić polskiej gospodarce, ale czy można w to wierzyć?
Polska nie przystąpi do umowy CETA, jeśli nie będzie nam ona gwarantowała tego, co uważamy za istotne - zapewniała niedawno, po poświęconemu umowie posiedzeniu rządu, premier Beata Szydło.
Interesy korporacji najważniejsze?
Ogromne emocje budzi rola, jaką po ratyfikowaniu umowy odgrywać będą wielkie, międzynarodowe korporacje. W prace nad CETA zaangażowani byli bowiem lobbyści kilkudziesięciu największych światowych firm, którzy odbyli ponad 500 (utajnionych!) spotkań z członkami Komisji Europejskiej. Wyjątkowo podejrzane wydają się być przede wszystkim planowane zmiany w mechanizmie ochrony inwestycji, tzw. Investor-State Dispute Settlement (w skrócie ISDS), który teraz przekształcony zostanie w System Sądu Inwestycyjnego (SSI). W ten sposób zmieni się również praca arbitrów, a ich działania nie będą już tak przejrzyste. Co to oznacza "po polsku"? Wielkie korporacje będą mogły pozywać państwa o ogromne, wielomiliardowe odszkodowania, ilekroć tylko zmiany w systemie prawnym danego kraju będą uderzały w ich interesy! To może doprowadzić do wieloletniego blokowania zmian w legislacji i obciążać budżet, co bezpośrednio odbije się na nas, podatnikach.
O wyjątkowo silnej roli korporacji w pracach nad CETA negatywnie wypowiedziała się nawet Krystyna Pawłowicz, poseł forsującego ratyfikację aktu w Sejmie Prawa i Sprawiedliwości. Postawa słynącej z kontrowersji Pawłowicz zaskoczyła nawet jej najbardziej zagorzałych przeciwników.
Zwolennicy CETA zapewniają oczywiście, że to brzmi tak strasznie "tylko na papierze", a zmiany zapewnią bezpieczeństwo europejskim firmom, które będą prowadziły działalność w Kanadzie. W dodatku sędziowie w tego typu sporach w przeważającej większości wydają podobno wyroki przychylne rządom, a nie międzynarodowym firmom. Ale kto ma to zagwarantować?
Zalew żywności GMO
Kanada to jeden z trzech największych producentów żywności genetycznie modyfikowanej (GMO). W Polsce to temat wyjątkowo kontrowersyjny.
Nic więc dziwnego, że dla wielu CETA wydaje się być furtką do zalania europejskiego rynku ogromną ilością produktów spożywczych wątpliwej jakości. Chodzi nie tylko o wspomniane już GMO, ale również o stosowane w kanadyjskim rolnictwie odżywki i nawozy, które są zakazane w UE.
Kanada od czasu wstąpienia do NAFTA przeszła wielką transformację rolnictwa. Obecnie aż połowa produkcji rolnictwa przypada zaledwie na 5 proc. gospodarstw. To masowa produkcja o niskiej jakości, nietrzymająca wyśrubowanych norm europejskich w zakresie stosowania pestycydów czy herbicydów. A CETA, otwierając rynek, będzie gwoździem do trumny polskiego rolnictwa - mówi w rozmowie z Forbesem prof. Leokadia Oręziak z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej.
Zwolennicy CETA zapewniają jednak, że zawarte w umowie tak delikatne kwestie, jak standardy i jakość żywności, będą zależne od tych regulacji, które już obowiązują.
Umowa między Unią Europejską a Kanadą przewiduje dostosowanie przesyłu towarów i handlu w zakresie żywności i rolnictwa do obowiązujących już przepisów - powiedział w rozmowie z Money.pl Jakub Wojnarowski, przedstawiciel Konfederacji Lewiatan.
W umowie są jednak zapisy, które mogą budzić wątpliwości, co do rzeczywistego utrzymania tych "wyśrubowanych europejskich standardów".
Wątpliwości budzą zapisy o uznawaniu dowodów naukowych w uspójnianiu przepisów dopuszczających żywność na rynek. To w pierwszej chwili brzmi dobrze, ale może przełożyć się na zbliżenie UE do amerykańskiego modelu regulowania. Jak na razie w UE obowiązuje zasada ostrożności - konieczne jest udowodnienie nieszkodliwości produktu przed jego wprowadzeniem na rynek. W USA działa to tak, że jest lista substancji zakazanych, a jeżeli produkt ich nie zawiera można go sprzedawać, dopóki nie udowodni się, że jest szkodliwy - mówi w rozmowie z Forbesem Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności.
Rząd już przegłosował ratyfikowanie umowy CETA przez Polskę na unijnym szczycie 27 października. Nawet jeśli inne kraje wspólnoty nie podejmą podobnej decyzji, to część zapisów, przede wszystkich dotyczących handlu, powoli i tak będzie wprowadzana w życie. Polacy jednak nie zgadzają się z decyzją rządzących i na 15 października zapowiedzieli w całym kraju wielkie strajki. Czy i tym razem, podobnie jak w przypadku manifestacji przeciwko ACTA i ustawie antyaborcyjnej, sprzeciw i głośne protesty zablokują podpisanie umowy?
Weźmiecie w nich udział 15 października?
Tu link do wydarzenia na Facebooku: STOP TTIP I CETA: #WielkaDemonstracja