Krzysztof Ibisz jest jednym z bardziej żałosnych konferansjerów. Opowiada czerstwe dowcipy (najczęściej o Michaelu Jacksonie), które raczej żenują zamiast śmieszyć. I nie chodzi nawet o to, że są słabe, Ibisz po prostu ma talent komediowy Strasburgera z Familiady. Obaj są równie "boscy".
Na wczorajszym koncercie w Lublinie, zapowiadanym przez nas (wygląda na to, że słusznie) jako megachałtura Dody, Boysów i Ibisza doszło tylko do jednej zabawnej sytuacji. Krzysztof spadł ze sceny. Spodobało się to ziewającej (i czekającej na występ Doroty) publiczności.
Doda spóźniła się ponad pół godziny - wspomina świadek. Ludzie piszczeli i wygwizdywali ją. Ibisz próbował zapanować nad sytuacją, ale... spadł ze sceny. Dorota była jakaś smutna przez cały koncert. Dała niezły show w sumie, tylko Ibisz przez cały czas próbował być fajny i śmieszny. *Był okropnie sztuczny. *
Inny świadek wspomina, że Dorota sporo przeklinała podczas występu, co nie spodobało się wielu ludziom, którzy przyszli na imprezę z dziećmi.
Przy okazji - na innym majówkowym występie Rabczewskiej, w Jastrzębiu Zdroju, doszło do wymiany zdań z publicznością:
Ktoś rzucił w Dodę jajkiem, na co zareagowała mówiąc: "O, zrobię sobie jajeczniczkę" - wspomina nasz informator. Że głupota ludzka nie zna granic, później ktoś celował w nią butelką. Nie trafił.