Dariusz K., były mąż Edyty Górniak, znany teraz głównie jako kokainista, który zabił na pasach przechodzącą przepisowo na zielonym świetle kobietę, pod koniec kwietnia tego roku został skazany na siedem lat więzienia. Ponieważ dwa lata spędzone już w areszcie, zostały mu zaliczone na poczet wyroku, do odsiedzenia ma jeszcze tylko pięć lat. Celebryta nie pogodził się jednak z wyrokiem i złożył apelację. Jego obrońcy ciągle mają nadzieję udowodnić w sądzie, że jednak nie wciągał kokainy półtorej do dwóch godzin przed wypadkiem, co udowodnił biegły. Czas zażycia narkotyku jest tu kluczowy: gdyby obronie udało się jednak przekonać sąd drugiej instancji, że nastąpiło to w dniu poprzedzającym wypadek, mogliby się ubiegać o wyrok w zawieszeniu.
W przeciwnym wypadku polskie prawo zakłada, że jeśli kierowca wsiada do auta naćpany lub pijany, oznacza to, że liczy się z możliwością zabicia kogoś. Czyli działa z premedytacją, a wtedy nie ma mowy o wyroku w zawieszeniu.
Na razie biegli konsekwentnie obalali kolejne pomysły adwokatów celebryty. Obrona próbowała przekonać sąd, że czas rozkładu kokainy w organizmie oskarżonego mógł być spowodowany wszytym esperalem, lekarstwami na wątrobę albo antydepresantami, które, jak taktownie tłumaczył, musiał łykać, bo jego była żona się na niego uwzięła... Biegły toksykolog wyśmiał jednak te pomysły, wyjaśniając, że "to tak jakby mówić, że biegunka ma wpływ na ból zęba".
Obrońcy Dariusza K. liczą jednak na to, że Sąd Apelacyjny okaże się bardziej przychylny. Na razie jednak się na to nie zapowiada. Sędzia odrzucił wniosek obrony o zastosowanie nieizolacyjnych środków zabezpieczających, czyli wypuszczenie K. z aresztu. Przychylił się za to do wniosku prokuratora o przedłużenie aresztu o kolejny miesiąc. W miniony piątek odbyła się pierwsza rozprawa celebryty w Sądzie Apelacyjnym, na której się jednak nie stawił.