Ashley Graham była jedną z pierwszych modelek plus size, które zdobyły światową sławę. 34-latka współpracowała m.in. z Dolce & Gabbana oraz magazynem Vogue, a także wiele zrobiła dla promowania ruchu body positive.
W lipcu zeszłego roku Ashley poinformowała, że jest w drugiej ciąży, a kilka miesięcy później zdradziła, że spodziewa się bliźniąt. Na początku stycznia jej pociechy z małżeństwa z Justinem Ervinem przyszły na świat. Niedługo potem gwiazda pochwaliła się zdjęciem synów i zdradziła, że otrzymali imiona Malachi i Roman.
Od tamtej pory Graham co jakiś czas publikuje na Instagramie wpisy, w których dzieli się doświadczeniami związanymi z macierzyństwem. Niedawno pokazała, jak równocześnie karmi bliźniaki piersiami i okrasiła to osobliwym komentarzem. Zdjęcie i wpis wywołały wiele kontrowersji.
Teraz z kolei Ashley otworzyła się na temat porodu, w trakcie którego - jak się okazuje - doszło do komplikacji. Modelka wyznaje, że "prawie umarła". W swoim felietonie w magazynie "Glamour" ujawnia, że zasłabła i doznała poważnego krwotoku.
34-latka zdecydowała się na poród domowy w asyście "doświadczonych profesjonalistów" oraz w obecności męża. Pierwszy syn przyszedł na świat w toalecie, a drugi w wannie. Chwilę potem Graham "zobaczyła ciemność i gwiazdki przed oczami". Kiedy się ocknęła, "wszędzie była krew".
Nie chcieli mi tego mówić, ale jedna z położnych musiała mnie odwrócić i uciskać palcem miejsce nad moją kością pochwy, aby spróbować zatrzymać krwawienie - ujawnia.
Żyła na ramieniu Ashley się "zapadała", więc sanitariusze musieli wbić igłę w jej dłoń. Po wszystkim modelka przez cztery dni z rzędu leżała w łóżku i przez tydzień nie mogła chodzić. W domu spędziła prawie dwa miesiące.
Nie było to łatwe, ale było warto - podsumowuje dzisiaj.
Ashley nazywa siebie "wojowniczką" i przyznaje, że zmaga się "z obrazem swojego ciała po porodzie".
Od nowa uczę się tego, czego nauczyłam wielu - że jestem odważna, jestem genialna, jestem piękna - pisze.
Dobrze, że o tym opowiedziała?