Od dłuższego czasu Twittera zalewa aktywność Mai Walczuk, aktywistki i dziennikarki, która "wsławiła się" w sieci kilkoma wątpliwymi akcjami. O jednej z nich nawet napisaliśmy - Maja zorganizowała zbiórkę na naprawę pogryzionych drzwi przez jej własnego psa. Okazało się dodatkowo, że Walczuk pracuje w... Kancelarii Premiera. Problem polega też na tym, że jeszcze kilka miesięcy temu "dziennikarka" szkalowała w sieci lewicową aktywistkę Hannę Zagulską za zorganizowanie zbiórki na laptopa.
Maja, asystentka dyrektora w Kancelarii Mateusza Morawieckiego, która niedawno pisała na Twitterze: "ja bym nie miała czelności prosić kogoś o pieniądze na komputer, kiedy jestem młoda, zdrowa i mam dwie rączki", zebrała na pogryzione drzwi... 3 tysiące złotych.
Przypomnijmy: Asystentka z Kancelarii Premiera zorganizowała ZRZUTKĘ NA ZAKUP DRZWI i szkolenie psa, który JE POGRYZŁ...
Maja Walczuk ma też na koncie wątpliwą zbiórkę na anonimową starszą panią. Zaczęło się od tego, że w marcu Walczuk pokazała na Twitterze zdjęcie listy produktów potrzebnych pewnej ubogiej staruszce. Internauci ruszyli z pomocą i Maja zebrała w utworzonej zbiórce prawie 24 tysiące złotych. Potem napisała, że "potrzebuje jej pełnomocnictwa do wypłacenia pieniędzy" i... słuch o pieniądzach zaginął. Walczuk nie odpowiada na pytania, czy pieniądze trafiły do starszej pani, wyłącza komentarze i blokuje za próby wyjaśnienia historii. Postanowiliśmy więc zapytać Maję, co stało się z opisywaną zbiórką. Pracownica Kancelarii nie odpisała, za to... zamieściła na Instagramie wpis, w którym kreuje się na ofiarę hejtu. Na początku stwierdza, że odwrócili się od niej znajomi.
Miałam dla swojego świętego spokoju olać "aferę" na tt, ale no XDDDDDD - zaczyna asystentka dyrektora, po czym przechodzi do wyjaśnień. W wielkim skrócie: mój pies zeżarł znajomym drzwi, kiedy byłam poza Warszawą. Z racji tego, że jakiś czas temu wpompowałam w bliską mi osobą dużo kasy, a ta uznała, że mi jej nie odda, bo nie, przez co moja sytuacja finansowa zrobiła się co najmniej kiepska, najpierw zapłakałam, później histerycznie się roześmiałam i uznałam, że nie mam nic do stracenia, utworzyłam zrzutkę, by za te drzwi zapłacić. Spodziewałam się hejtu, bo w swoim życiu naczytałam się o sobie różnych rzeczy (że jestem wielorybem, obleśna, głupia, zła, mam brzydkie piersi, nic w życiu nie osiągnęłam, nikt mnie nie chce i wiele innych podobnych rzeczy), to skala tego, co się wydarzyło później, zwyczajnie mnie załamała - skarży się pracownica Kancelarii Premiera.
Postanowiliśmy więc zanalizować wpis Mai akapit po akapicie, bo trochę nie podoba nam się wykorzystana w nim retoryka. Pudelek od zawsze piętnuje nie tylko obłudę i dwulicowość celebrytów - również osób poza showbiznesowym mainstreamem, w tym polityków.
To, że anonimowi ludzie znów zaczęli robić ze mnie ostatnie g*wno, choć było przykre, olałam - pisze mało dyplomatycznym językiem pracownica Kancelarii Premiera. Niemniej do tego chóru żenady dołączyło kilka osób, które w tzw. realu zawsze były dla mnie przemiłe, dzieliły się problemami, prosiły o pracę, oznaczały na storiskach, co sprawiło, że się ulało. Nie będę wskazywać palcem, bo wszyscy doskonale wiedzą, o kim mowa, a osoby te same wystawiły sobie wizytówkę. Złapaliście kilka lajków, gratulacje! Tylko za chwilę znów się któremuś powinie noga, a lajki wam nie podadzą ręki - wieszczy Maja, zapominając o tym, że sama, będąc na Twitterze, przykłada się do tej "kultury lajków", żyjąc atencją użytkowników portalu.
Przy okazji krótko, bo nie zwykłam odpowiadać anonimom, którzy swoje frustracje życiowe wylewają w internecie, żeby się choć na chwilę poczuć lepiej: Nigdy nikomu niczego nie ukradłam, nie wzbogaciłam się na niczyjej krzywdzie i mam w głębokim poważaniu ataki - skarży się Walczuk, znów nie wyjaśniając, co stało się z pieniędzmi ze zbiórki. Maja, my tylko zapytaliśmy, czy jakoś wyprostujesz sprawę, nie zarzucaliśmy ci przecież kradzieży. Chcemy wierzyć, że nie masz nic na sumieniu...
W tym momencie asystentka dyrektora gładko przechodzi do utyskiwań na swój stan zdrowia.
Mimo tego, że zawsze staram się pomagać wszystkim, również obcym osobom, często kosztem siebie (bo serio, nie życzę nikomu tego, z czym mierzę się codziennie jako osoba z ciężką depresją i nerwicą, które często miażdżą i nie pozwalają wyjść z łóżka), zebrałam ostatnio mnóstwo ciosów. Ok, walcie dalej, chociaż nie wiem, w jakim celu. Kończąc: skoro już tak o mnie głośno, to zamiast napisać kolejny obrzydliwy komentarz, przelejcie kilka złotych na szczytny, wybrany cel, pomóżcie chorej sąsiadce, powiedzcie komuś dobre słowo. A ode mnie się od*ieprzcie.
Oczywiście, współczujemy, ale znamy się też na chwytach erystycznych. Dziwnym trafem prawie zawsze, gdy osoba publiczna mierzy się z krytyką, przywołuje argumentum ad misericordiam. Basia Kurdej-Szatan też swego czasu wyżalała się na pewne sprawy.
Przypomnijmy, czym to się skończyło: Barbara Kurdej-Szatan pozdrawia redakcję i "czytaczy" Pudelka: "Pocałujcie się w du*ę". Wyjaśniamy, dlaczego tego nie zrobimy
W końcu Maja Walczuk bezpośrednio zwróciła się do Pudelka (ignorując naszą wysłaną wcześniej prośbę o komentarz), oskarżając nas o "nakręcanie spirali obrzydliwego hejtu". Ech, jak my to znamy... Maja chyba zapomniała, że ona sama nie jest prywatną osobą, ale urzędniczką państwową, a także - podobno - dziennikarką regularnie udzielającą się w mediach społecznościowych. Włącza się przy tym do grona osób, które, gdy brakuje im argumentów, nazywają Pudelka "hejterskim medium".
Pudelku, który regularnie pucujesz się, jak to nie walczysz z hejtem: nie jesteś w niczym lepszy od ludzi, którzy gnoją innych za orientację seksualną, wiarę, poglądy. Więcej: nakręcasz spiralę obrzydliwego hejtu, pierwszy piszesz o tragediach, gdy ktoś popełni samobójstwo, bo był prześladowany za to, kim jest albo co zrobił, a tekstem, jak dziś jesteś pośrednim sprawcą tychże tragedii - pisze urzędniczka Kancelarii Premiera, dodając, że straciła w życiu wiele bliskich osób i doświadczyła potwornych tragedii, w związku z czym zachęca osoby z chorobami psychicznymi do szukania pomocy. Przy okazji mimochodem formułuje "tezy" o tym, że Pudelek bywa sprawcą tragedii, w żaden sposób nie próbując nawet udowodnić swojej racji.
Pudelek przypomina zatem zarówno pani Walczuk, asystentce Dyrektora Wydziału Promocji Programów Rządowych Centrum Informacyjnego Rządu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, jak i innym osobom "ze świecznika", że naszą misją jest obnażanie wszelkiego rodzaju obłudy, hipokryzji, braku konsekwencji i zwykłej głupoty.
Nie musimy chyba dodawać, że od osób, które piastują eksponowane, ważne stanowiska, powinno się oczekiwać bycia krystalicznie czystymi, jeśli chodzi o etykę prywatną i zawodową.
Oskarżani o hejt przez Maję Walczuk przypominamy jej, że to właśnie ona wiosną tego roku celowała na Twitterze w kobietę podobną do siebie - młodą, znajdującą się w chwilowym kryzysie, potrzebującą sprzętu. Do tego faktu Maja jakoś się w swoim oświadczeniu nie odniosła.
Walczuk nie odpowiedziała też na nasze pytanie odnośnie zbiórki, którą zorganizowała w marcu, a której celem była pomoc starszej kobiecie. Po zebraniu ponad 20 tysięcy złotych Maja w żaden sposób nie potwierdziła darczyńcom, że wpłacone przez nich pieniądze trafiły na konto kobiety, a komentarze, w których internauci zarzucają jej nadużycie w tej sprawie, kobieta kasuje.
Parafrazując legendarne powiedzenie: to jak Maja, podasz torbę z rozliczeniem się ze zbiórki? Czekamy na odpowiedź na priv albo pod donosy@pudelek.pl.
Może poświęcimy Ci podcast...
Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego jesteśmy jednocześnie najlepszym i najgorszym portalem plotkarskim w Polsce oraz gdzie podziały się Grycanki, posłuchajcie najnowszego odcinka Pudelek Podcast!