W mediach nie brakuje wstrząsających historii, które przyprawiają o szybsze bicie serca. Ostatnio zrobiło się głośno na temat 34-letniej influencerki z australijskiego Queensland, która za pomocą mediów społecznościowych opisywała rzekome zmagania swojej córki ze śmiertelną chorobą. Niestety, prawda okazała się o wiele bardziej szokująca.
W październiku ubiegłego roku dziewczynka trafiła do szpitala z powodu "poważnych" problemów zdrowotnych. Sytuacja zaniepokoiła personel, który powiadomił wówczas odpowiednie służby i przeprowadził specjalne testy. Ich wyniki wykazały w ciele córki influencerki obecność leków niedopuszczonych do obrotu.
ZOBACZ TAKŻE: Zarabianie na dzieciach na Instagramie to PRZESADA? "Dziecko często nie ma swojego zdania"
Influencerka truła dziecko, aby zwiększyć zasięgi
Jak donoszą zagraniczne media, m.in. BBC, śledztwo w sprawie kobiety rozpoczęło się 15 października. Według ustaleń policji kobieta podawała rocznej córce leki bez zgody lekarza. Policja zapewnia jednak, że dziewczynka jest już bezpieczna i czuje się dobrze. Jej matka została oskarżona o tortury, podawanie trucizny, oszustwa, a także tworzenie materiałów związanych z wykorzystywaniem dzieci.
Brakuje słów, które mogłyby opisać, jak odrażające są takiego rodzaju przestępstwa. (...) Uważamy, że osoba, której postawiliśmy zarzuty, podała te leki, truciznę, żeby zwiększyć zasięgi w mediach społecznościowych i tym samym uzyskać korzyść finansową - mówił inspektor Paul Dalton, cytowany przez BBC.
Policja sprawdzała, czy kobieta nie truła dodatkowo innych osób, lecz śledztwo na razie niczego nie wykazało. Sprawa wywołała ogromne poruszenie w mediach, a także wśród lokalnej społeczności. Kobieta ma wkrótce stawić się przed Sądem w Brisbane. Według medialnych doniesień influencerka może mieć również spore problemy, gdyż zebrała na zbiórkach charytatywnych ponad 37 tys. dolarów na rzekome leczenie córki.