Barbara Kurdej-Szatan od niedawna przebywa na wakacjach na Zanzibarze, skąd publikuje zdjęcia i filmiki. W niedzielę zamieściła post, w którym pokazała wózek jednej z firm i nakierowała na niego uwagę w opisie, pytając fanów, "czy mają jakieś ciekawe wspomnienia z zabieraniem wózka na wakacje". Dodała, że na Zanzibarze "wózek bardzo ułatwia jej życie", a jej syn "jeździ w nim jak król".
Na zdjęciu Basia oznaczyła producenta wózka, a także kilkukrotnie dodała jego nazwę w hasztagach. To standardowa praktyka przy lokowaniu produktów w instagramowych postach i pewnie nikt by się nie czepiał, gdyby nie okoliczności, w jakich został zaprezentowany wózek.
Na zdjęciu znalazły się bowiem miejscowe dzieci, które pomagały Barbarze pchać wózek z jej dzieckiem. Internauci poczuli niesmak i wyrazili go w komentarzach.
"Oglądając te zdjęcia, mam niestety smutne odczucia", "Dzieci wykorzystywane do kolejnej reklamy" - pisali.
Zwrócono również uwagę na epatowanie drogimi markami. Zanzibar dla turystów zapewne wydaje się "rajem", ale wystarczy wyjść poza bramy luksusowych hoteli, aby zobaczyć wszechobecną biedę.
Poza kontekstem ekonomicznym dochodzi jeszcze ten najbardziej delikatny, czyli tło historyczne Zanzibaru, który zapisał się na kartach historii jako centrum wschodnioafrykańskiego niewolnictwa.
Zapewne te wszystkie czynniki sprawiły, że zdjęcie wywołało aż taką falę negatywnych reakcji. Barbara Kurdej-Szatan nadal jednak nie rozumie, co zbulwersowało ludzi. W najnowszym poście argumentuje, że przecież dzieciaki, z którymi się fotografowała, były radosne, a syna nazwała "królem" żartobliwie.
Nawet nie wpadłam na to, że ktoś mógłby odebrać to rasistowsko - pisze celebrytka i zarzuca Polakom brak tolerancji oraz robienie "g*wnoburzy".
Niestety zapomniałam, że nasz kraj jest średnio tolerancyjny (...) przecież nie ma o czym pisać, bo celebryci (...) na ścianki nie chodzą. To trzeba aferki nakręcić i zrobić teraz ze mnie celebrytkę kretynkę. Najlepiej przedstawić te dzieci wyłącznie jako żebraków i mnie wykorzystującą ich. To Afryka, nie mają tego co w Europie. (...) Zastanawiam się, po co Polakom te wszystkie udogodnienia, skoro wolą się tylko żalić, marudzić, wzniecać afery i g*wnoburze - pisze Barbara, dodając, że "na Zanzibarze nauczyła się myśleć w stylu "Hakuna Matata! Czyli nie martw się".
W swoim wpisie Kurdej-Szatan nie wykazuje autorefleksji, natomiast wini media za to, że opisały fakt, iż internauci są zniesmaczeni jej zdjęciem.
Ajaj...na tym zdjęciu mam również nerkę gucci.... omg powinnam ją zdjąć, bo widać pasek i powinnam przecież cały czas o tym myśleć!!! - ironizuje.
Barbara najwyraźniej wypiera podstawowy fakt - to nie media zamieściły zdjęcie z lokowaniem produktu i zanzibarskimi dziećmi na jej Instagramie, ale ona sama.
Internauci mają prawo reagować na zdjęcia upubliczniane na celebryckich profilach nie tylko pochlebstwami, ale również krytyką, o czym wielu celebrytów notorycznie zdaje się zapominać. Odsyłamy w tym miejscu do naszego tekstu: Czytelnicy "Pudelka" wyjaśniają Julii Wieniawie, że KRYTYKA TO NIE HEJT
Oczywiście zamieszczanie tego typu zdjęć nie jest zabronione, ale czy było potrzebne? W myśl filozofii "hakuna matata", Basia może dalej "nie przejmować się" krytyką i zamieszczać, co tylko chce, ale po pierwsze - powinna zdać sobie sprawę, że może to zostać różnie odebrane, a po drugie - skoro tak wiele osób poczuło z tego powodu dyskomfort, to może warto byłoby zastanowić się "dlaczego", zamiast szukać winnych wszędzie, tylko nie w sobie.