Ostatnimi czasy Barbara Kurdej-Szatan bez wątpienia przechodzi dość trudne chwile. Celebrytka już od kilkunastu dni ponosi konsekwencje pamiętnego wpisu, w którym wyjątkowo ostro odniosła się do działań Straży Granicznej. W efekcie straciła posadę w TVP, co ogłosił sam Jacek Kurski na Twitterze. Kurdej ma też problemy z promocją książki o sobie, która miała mieć wkrótce premierę.
Dziś nikt już chyba nie ma wątpliwości, że Barbara Kurdej-Szatan nie przemyślała tego, jakie konsekwencje może mieć jej wpis. O ile część osób publicznych stanęła za nią murem, to generalny wniosek jest taki, że celebrytka mogła ubrać swoje myśli w nieco mniej wulgarne słowa. Mleko się jednak wylało, a Basia stała się głównym obiektem krytyki polityków partii rządzącej i TVP.
Przypomnijmy: "Wiadomości" TVP znów pomstują na celebrytów. Tym razem na... Katarzynę Warnke: "PSEUDOELITA ATAKUJE POLSKICH BOHATERÓW"
Nie będzie też zapewne zaskoczeniem, że w związku z aferą spadły notowania Kurdej-Szatan wśród reklamodawców. Jeszcze do niedawna posiadaczka 1,4 miliona followersów na Instagramie mogła liczyć na kolejne oferty od reklamodawców, jednak po wspomnianym poście sytuacja drastycznie się zmieniła. Nie ma więc wątpliwości, że Basia ucierpi na tym nie tylko wizerunkowo, lecz także finansowo.
Taki scenariusz zdaje się potwierdzać dr Wojciech Szalkiewicz, który rozmówił się na temat sytuacji Basi z tygodnikiem "Na Żywo". Medioznawca stawia sprawę jasno: przez soczystą wiązankę, po której wszyscy dziś wieszają na niej psy, Kurdej-Szatan mogła zaprzepaścić wieloletnią pracę i wysiłek włożony w budowanie własnej marki.
To jest obniżenie wartości marketingowej. Nowych kontraktów raczej szybko nie podpisze. Nieprzemyślanym wpisem zaszkodziła samej sobie - twierdzi ekspert.
Co ciekawe, w tej samej rozmowie padły też konkretne kwoty, na jakie Basia mogła rzekomo liczyć przed wspomnianą aferą. Jak się dowiadujemy, niekiedy celebrytka mogła otrzymywać nawet czterocyfrowe honoraria za pojedynczy sponsorowany post na Instagramie. Niestety dziś jest to już pieśń przeszłości i będzie się musiała z tym prawdopodobnie pogodzić.
Za jeden post w internecie zarabiała do tej pory od 15 do 20 tysięcy złotych. Teraz będzie miała mniej ofert i stawki spadną - stawia diagnozę medioznawca.
Zapłacilibyście tyle za reklamę na profilu Basi nawet przed aferą?
Czy kryzys w związku Deynn i Majewskiego to tylko medialna ustawka?