Barbara Kurdej-Szatan zdobyła popularność dzięki angażowi do reklamy sieci komórkowej, która wylansowała ją jako "blondynkę z Playa". Z biegiem lat z nieznanej nikomu aktorki teatralnej Kurdej-Szatan przeobraziła się w pełnoetatową, świetnie prosperującą celebrytkę.
Dobra passa Basi zakończyła się, gdy w emocjonalnym poście na Instagramie była gwiazda TVP nazwała strażników granicznych "mordercami". W efekcie celebrytka straciła posadę w TVP, a sieć komórkowa, dzięki której zdobyła rozgłos i pieniądze, chyłkiem wycofała się ze współpracy z celebrytką o niewyparzonym języku.
Dziś Barbara Kurdej-Szatan przekonuje, że nie żałuje swoich słów, zapewnia też, że "ma w d*pie" ocieplanie wizerunku". W wywiadzie udzielonym Żurnaliście celebrytka mało skromnie zapewniła, że nie może narzekać na brak ofert pracy. Dodała, że wciąż czuje się "artystką", dlatego nie przyjmuje wszystkich propozycji.
W TVN miałam też inną propozycję, prowadzenia Dzień Dobry TVN. Po tym jak prowadziłam różne programy w TVP, bardzo mocno ludzie mnie kojarzyli jako prowadzącą. Bardzo to kocham. Uwielbiam prowadzenie. Ale jednak skończyłam studia aktorskie i najbardziej spełniam się tak wewnętrznie, artystycznie, kiedy jestem na scenie, kiedy gram. Bałam się, że już by za daleko przesunęła się granica między artystką a prowadzącą. A ja jednak się czuję i chcę być artystką - przekonuje Basia.
Jednocześnie Kurdej-Szatan wspomina czasy, gdy żyła z artystycznej gaży i zarabiała wyłącznie jako aktorka teatralna. Wtedy już nie było tak wesoło.
Gdy mieszkałam w Poznaniu, miałam tylko tyle pieniędzy, ile zagrałam spektakli. Tysiąc złotych czy tysiąc dwieście - to była podstawa. Resztę wynagrodzenia otrzymywałam za zagrane spektakle. Za jedno przedstawienie dostawałam chyba sto złotych, za główną rolę dwieście dwadzieścia złotych. Jeżeli miałam trzy, cztery spektakle, w których grałam główną rolę, to łatwo to zsumować. Maksymalnie grałam w miesiącu dziewięć spektakli, ale nie tych z główną rolą. Tych z główną były trzy. Czyli miałam średnio dwa i pół tysiąca złotych miesięcznie.
Była gwiazda TVP dodaje, że sporą część zarobionych wtedy pieniędzy wydawała na podróże po Polsce.
Płaciłam za pokój, który wynajmowałam w Warszawie, za pociągi... Na pociągi mi chyba najwięcej kasy schodziło, a jeździłam po całej Polsce, bo nie tylko do Warszawy i do Poznania, ale też do Opola, do Krakowa, gdzie kończyłam studia, czasem do Gdyni. Tryb koczowniczy - podsumowała.
Myślicie, że Basia, która jeszcze niedawno za jeden post na Instagramie mogła zarobić do 20 tysięcy złotych, dałaby dziś radę żyć za dwa i pół tysiąca? No i co z jej ambicjami "artystycznymi"?