Pod koniec minionego tygodnia w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się informacje o rzekomej śmierci jednego z uczestników "Warsaw Shore". Wieść o rzekomym wypadku Dominika Raczkowskiego pojawiła się na jego instagramowym profilu. Z informacji udostępnianych na bieżąco ponoć przez bliskich 24-latka można było wówczas wyczytać, że chłopak trafił do szpitala z uszkodzonym kręgosłupem i pękniętą czaszką. Później poinformowano, że w wyniku nieudanej operacji zmarł, co nie było - jak już dziś wiemy - prawdą.
Niektórzy od początku podejrzewali, że coś jest nie tak. Skonsternowani internauci zaczęli na własną rękę wydzwaniać do parafii, w której miał odbyć się pogrzeb mężczyzny. Co najciekawsze, w kościele nikt nie słyszał o mszy pożegnalnej ku pamięci Raczkowskiego... W sieci zaczęły więc pojawiać się informacje na temat tego, że Dominik jednak żyje.
Wszelkie wątpliwości rozwiał w nocy z wtorku na środę sam "nieboszczyk", komunikując, że sfingował własną śmierć. Jak wyjaśnił w opublikowanym nagraniu, przeprowadził "eksperyment społeczny" mający pokazać, jak influencerzy i media manipulują publiką.
Pod nagraniem zaroiło się od krytycznych komentarzy. "Żart" uczestnika show MTV skomentował także wyraźnie wzburzony Bartek Jędrzejak. Prezenter na wstępie nawiązał do przyjaciela, którego stracił tydzień temu.
Tydzień temu w tragicznym wypadku straciłem przyjaciela, a ten debil sfingował swoją śmierć - potrącony śmiertelnie na pasach. Teraz się naśmiewa, że ludzie się nabrali - grzmi rozgniewany i apeluje do obserwatorów:
Jeśli myślał, że zrobi sobie tym fejm, to pokażmy mu, że nie! Moja prośba, żeby przestać obserwować, przestać zapraszać na publiczne eventy. Jeżeli myślał, że to da mu fejm, niech zejdzie na showbizowe dno. Tam jest jego miejsce! - nawołuje i na zakończenie wprost pisze, co myśli o Raczkowskim:
Dla mnie jesteś śmieciem!
Zrozumiała reakcja?