Opływający w luksusy Sławomir Świerzyński stał się jednym z beneficjantów dotacji pochodzących z Funduszu Wsparcia Kultury. Śpiewak disco-polo i ekspert TVP od spraw wszelakich otrzymał 550 tysięcy złotych od państwa, ale szczerze przyznał, że (parafrazując Sarę Boruc) nie jest to dla niego dużo pieniążków...
Może te 550 tys. robi na ludziach wrażenie, ale na mnie nie, bo wiem doskonale, ile kosztuje wynajęcie wozu transmisyjnego i inne rzeczy związane z muzyką. Złożyliśmy z żoną pomysły na projekty muzyczno-ekologiczne, bo nie można grać piosenki tanecznej, jeśli nie ma dla kogo - wyznał w jednym z wywiadów.
Lider Bayer Full zupełnie nie rozumie oburzenia społeczeństwa i zapewnia, że jego radosna twórczość również pomaga zwalczyć COVID.
Chory w szpitalu też potrzebuje muzyki. My ten klimat muzyczny i artystyczny zapewniamy tym ludziom - powiedział w rozmowie z Polsat News.
Szczęśliwy posiadacz jachtu, helikoptera i posiadłości wartej kilka milionów nie wpadł na to, że pół miliona złotych zamiast do niego mogłoby trafić choćby do służby zdrowia, która jest w opłakanej sytuacji. Zamiast tego Świerzyński kontynuuje swoją propagandę sukcesu i znacznie zawyża liczby wyświetleń swoich teledysków na YouTube.
Kilka dni temu wiele piosenek Bayer Full zyskało nowe tytuły, by (jak mniemamy) prezentować się "na bogato". Na przykład "Majteczki w kropeczki" to teraz "Majteczki w kropeczki 395 249 781 wyświetleń ogółem". Nie wiadomo skąd wzięła się tak astronomiczna liczba i co dokładnie znaczy "ogółem". Według licznika YouTube klip ma 2,3 miliona odsłon.
Internauci szybko zaczęli kpić z Bayer Full i amatorskiego "hackowania" wyświetleń na YouTube. Według jednej z teorii, muzycy mieli sobie dopisać odsłony, które udało im się uzyskać w "chińskim internecie". Niestety, rzekoma wielka kariera Bayer Full w Chinach to bujda.
W 2010 roku Sławomir Świerzyński chętnie rozsiewał plotki o sukcesie, jaki osiągnął na azjatyckim rynku. W Chinach jego krążek miało nabyć aż 67 milionów osób. Jaka jest prawda? Bayer Full rzeczywiście nagrał kilka piosenek po chińsku, ale płyta w tym języku nigdy się nie ukazała, bo nikt nie wykazał nią zainteresowania.
O tej sytuacji opowiadała vlogerka Weronika Tuszyńska, która na co dzień mieszka w Szanghaju.
Ktoś mi w ogóle kiedyś powiedział, że zespół ten grał koncerty z nadania rządu. To jest oczywiście nieprawdą, bo zespół nie zagrał nigdy żadnego koncertu w Chinach. Oczywiście tam były próby podbicia rynku w Chinach. Przecież po coś powstały te piosenki po chińsku, tylko że to po prostu "nie pykło" - wyznała.
Sławomir Świerzyński zawsze może się pocieszyć, że "pykło mu" u ministra Glińskiego.