Na przestrzeni tylko ostatnich miesięcy Bayer Full i jego lider Sławomir Świerzyński zaliczyli kilka poważnych wpadek wizerunkowych. Choć słowa discopolowca od zawsze budziły emocje, to prawdziwe piekło rozpętała dopiero kwestia rządowych dotacji, z których zespół miał dostać ponad pół miliona złotych.
Po skandalicznych słowach o zespole Kult i sugestii, jakoby chorzy w szpitalach "potrzebowali muzyki Bayer Full", złotousty Sławomir Świerzyński znalazł się w centrum kolejnej afery. Wszystko przez oskarżenia Różala, który twierdzi, że discopolowiec odsprzedał chorego konia własnemu synowi. Gdyby nie interwencja sportowca, koń imieniem Sułtan zostałby stracony w rzeźni.
Przypomnijmy: Sławomir Świerzyński sprzedał chorego konia WŁASNEMU SYNOWI?! "Proszę nie opowiadać BZDUR"
Kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, to media właśnie obiegły ustalenia Gazety Wyborczej. Zgodnie z doniesieniami dziennika, Bayer Full przez 25 lat "przypisywał innej osobie autorstwo piosenki Tawerna i uzyskiwał z tego tytułu korzyści materialne i niematerialne". Rzeczywistym autorem utworu ma być Grzegorz Bukała, do którego zarzutów przychylił się sąd. Karą dla Świerzyńskiego i jego grupy mają być przeprosiny i wycofanie z obrotu płyt z fikcyjnym autorem piosenki.
Cały czas czekam na usunięcie tych nagrań i na przeprosimy - cytuje jego słowa wspomniane źródło.
Bukała zainteresował się sprawą dwa lata temu, gdy odkrył, że Bayer Full nagrał swoją wersję Tawerny, a rzekomym kompozytorem miał być niejaki "B. Marcinkowicz". Później zresztą zmieniono jego nazwisko na "Marcinkiewicz", ale ZAiKS stwierdził, że w ich bazie danych taka osoba i tak nie istnieje.
Wcześniej realny autor utworu wzywał Świerzyńskiego do wyjaśnień i porozumienia, ale ten nie skorzystał z szansy. Sprawa skończyła się więc w sądzie. Zgodnie z cytowanym orzeczeniem Sądu Okręgowego w Płocku, zespół bezprawnie czerpał zyski z kompozycji, tym samym naruszając prawo autorskie.
Pozwany przez długi okres 25 lat przypisywał innej osobie niż powód autorstwo piosenki "Tawerna (Pod Pijaną Zgrają)" i z tego tytułu uzyskiwał korzyści materialne i niematerialne. (...) Niewątpliwie czerpał zyski ze swej działalności i ze sprzedaży obu płyt, a także kaset z nagraną piosenką powoda. Ich poziomu faktycznego nie sposób ustalić, należy jednak przyjąć, że były znaczne, bowiem nie jest tajemnicą wiadomość o bardzo dobrych dochodach muzyków rozrywkowych, zwłaszcza nurtu disco polo - czytamy.
Wyrok nie jest prawomocny, a Świerzyński, jak twierdzi Wyborcza, już się od niego odwołał. Na przeprosiny i usunięcie nagrań Grzegorz Bukała może więc czekać jeszcze długo.