Beata Ścibakówna i Jan Englert od lat uchodzą za jedną z najbardziej zgranych par rodzimego show biznesu. Historia małżonków rozpoczęła się podczas studiów Ścibakówny w warszawskiej Akademii Teatralnej, na której Englert wówczas wykładał. Przyszła aktorka zaimponowała swojemu profesorowi podczas uczelnianego wyjazdu do Australii. Gdy obroniła pracę magisterską, Englert zaprosił ją na kawę i z czasem między nimi rozkwitło uczucie. W 1995 roku para stanęła na ślubnym kobiercu, kilka lat później małżonkowie powitali natomiast na świecie córkę Helenę, która dziś próbuje swoich sił w aktorstwie.
Zobacz: Englert i Ścibakówna kupili córce mieszkanie! Na pocieszenie, bo już wróciła ze studiów w USA...
Mimo 25-letniej różnicy wieku Beata Ścibakówna i Jan Englert stworzyli udany związek i wciąż są razem. W przeciwieństwie do wielu znanych par małżonkowie nie mają raczej w zwyczaju dzielić się z mediami szczegółami na temat wspólnego życia. Ostatnio postanowili jednak zrobić wyjątek i udzielili wywiadu magazynowi "Viva", pojawiając się również na okładce dwutygodnika.
W rozmowie Ścibakówna i Englert zdradzili nieco szczegółów o swoim związku. Aktorka nie ukrywała, że to ona rządzi w ich domu, załatwia wszelkie codzienne sprawy, niezbędne formalności, organizuje remonty czy wspólne wakacje. Jak zdradziła, z natury lubi mieć wszystko pod kontrolą. Jan Englert jest natomiast zwolennikiem równowagi w związku - stopniowo pozwalał więc ukochanej przejąć kontrolę. Aktor przyznał również, że nigdy nie należał do ludzi, którzy przykładali dużą wagę do kwestii materialnych i wszystko, co ma, zawdzięcza kobietom.
(...) Mnie w ogóle nie interesowały pieniądze, samochody... Gdyby nie kobiety, nie miałbym nic - zdradził.
Zobacz również: Jan Englert wspomina jazdę PO PIJANEMU. Zaoferował milicjantom... ŁAPÓWKĘ: "Załatwiłem sprawę na miejscu"
Ścibakówna w wywiadzie otwarcie przyznała, że przez prawie 30 wspólnie spędzonych lat ewoluowało zarówno ich małżeństwo, jak i oni sami. Jak podkreśliła, nawet gdy przestała być studentką Englerta, aktor wciąż był dla niej wzorem i mistrzem. Po latach zaczęła jednak postrzegać męża zupełnie inaczej niż na początku znajomości - para wiele razem przeszła i mierzyła się także z gorszymi momentami. Dziś oboje dokładnie wiedzą więc, czego od siebie oczekiwać.
(...) Mąż zawsze był człowiekiem na piedestale, autorytetem. Patrzyłam na niego oczami zakochanej dziewczyny, ale też oczami moich koleżanek, które były zafascynowane błękitnymi, przezroczystymi oczami Jana Englerta (...). Teraz patrzę inaczej. Nie można 30 lat pozostać w stanie euforycznego zakochania. Wiele razem przeżyliśmy. Odkryliśmy siebie, te dobre i gorsze strony. Wiemy, czego się po sobie spodziewać. Na początku wszystko było niewiadomą (...) - wspominała.
Jan Englert również wspomniał, że przez lata w jego relacji z żoną zaszło wiele zmian, a niegdyś ich związek wyglądał zupełnie inaczej - i to nie tylko za sprawą jego wieku czy stanowiska. Zdaniem aktora ich miłość trwa już jednak na tyle długo, że poddawanie jej szczegółowym analizom jest kompletnie zbędne - zwłaszcza, iż do tej pory udało im się uniknąć "katastrofy totalnej".
Nasza relacja jest dowodem na upływ czasu. Byłem profesorem, robię za asystenta (...). Jak zaczynaliśmy, relacja między nami była relacją (...) kompletnie inną niż w tej chwili. Jeżeli po drodze nie było katastrofy totalnej, to znaczy, że nad wszystkim panowaliśmy. Jak to się działo? Po co to analizować? Jesteśmy razem 30 lat - podkreślił.
Jak przyznał w wywiadzie aktor, ich związek pokonał wiele różnych etapów, a różnica wieku między nimi nie pozostawała tutaj bez znaczenia. Englert pokusił się nawet o dość interesującą metaforę, porównując siebie do nadgniłego i podziobanego przez ptactwo jabłka - które wciąż jest jednak jadalne.
Było tyle etapów, tyle różnych momentów, szczególnie w dojrzewającej kobiecie i przejrzewającym mężczyźnie, czyli lekko nadgniłym jabłku, które szpaki przez te lata podziobały. Najważniejsze jest, że jesteśmy obydwoje jadalni. Nieważne, czy jakiś robak w środku siedzi, czy nie. Dopóki jestem jadalny, w porządku. Jak zacznę być niejadalny, diabli wiedzą, co się wydarzy... - rozprawiał.
Ścibakówna dodała natomiast, że stawia sobie długoterminowe cele i wraz z mężem ma wiele planów na przyszłość. Jak podkreśliła, uczucie małżonków zmieniało się wraz z nimi. Początkowa fascynacja stopniowo ewoluowała w przyjaźń, przez co dziś aktorzy darzą się wzajemnie jeszcze większą czułością, opiekuńczością i troską - które zdaniem Ścibakówny są idealną bazą do przetrwania związku.
Nasze uczucie zmieniało się z nami. Motyle w brzuchu przerodziły się w przyjaźń. Dzisiaj, idąc na spacer, nadal trzymamy się za ręce - zapewniła Ścibakówna.
Zobaczcie okładkową sesję Beaty Ścibakówny i Jana Englerta.