Beata Tadla już od miesięcy udowadnia, że nie jest jej po drodze z obecnymi władzami Telewizji Polskiej. Dziennikarka pracowała w TVP przez 4 lata. Ostatecznie jednak rozstała się ze stacją. Od tego czasu wielokrotnie krytykowała panujące tam standardy, a nawet brała udział w protestach organizowanych pod siedzibą stacji.
Dziennikarka została ponoć zwolniona z dnia na dzień, a jej rozstanie ze stacją wcale nie należało do najprzyjemniejszych. Nic dziwnego, że wciąż padają w jej kierunku pytania o aktualne wydarzenia związane ze stacją.
Tak jest i teraz, a Tadla w rozmowie z Plejadą postanowiła odnieść się do niedawnego apelu Macieja Orłosia do dziennikarzy związanych z TVP. Kilkanaście dni temu nawiązał on do materiału Macieja Sawickiego, który nieoczekiwanie uderzył w "nieustraszoną dziennikarkę" Kingę Rusin i kilka innych osób, które, jego zdaniem, zaliczają się do tzw. "pseudoelit".
Nie jest mi łatwo pisać te słowa, gdyż w TVP pracuje wielu moich znajomych. Wiem, że wielu z nich zaciska zęby, mając pełną świadomość niewyobrażalnej paranoi, która zawładnęła informacją i publicystyką w TVP. Wiem - to wszystko jest bardzo trudne. Ale w pewnym momencie dochodzi się do ściany i trzeba powiedzieć "dość" - napisał wtedy Orłoś.
Przypomnijmy: Maciej Orłoś uderza w dziennikarzy TVP i apeluje: "W pewnym momencie trzeba powiedzieć DOŚĆ"
Okazuje się, że Beata Tadla w pełni zgadza się z jego zdaniem i podpisuje się pod jego apelem. Stwierdziła przy tym, że najlepiej unikać rozmów z dziennikarzami TVP, bo wypowiedzi mogą zostać użyte w różnorakim kontekście.
Podpisuję się pod apelem Maćka Orłosia. Uważam, że nie należy się wypowiadać dla telewizji publicznej. Jeśli już, to korzystać z programów na żywo - oczywiście licząc się z tym, że zakrzyczą nas pozostali goście, odpowiednio sformatowani, a także dziennikarz przychylny tym gościom. Ale przynajmniej jest szansa, że wypowiemy coś na żywo i nikt tego nie wytnie. Jeżeli zgadzamy się na wypowiedź, która będzie później wypuszczona w formie krótkiego fragmentu, to rzeczywiście lepiej tego unikać. Nigdy nie wiadomo, w jaki kontekst się trafi, w jak sugestywne ramy nas wpiszą - przyznaje Tadla w rozmowie z portalem.
Jednocześnie dziennikarka twierdzi, że bojkot telewizji publicznej w gruncie rzeczy nie ma sensu, bo daje jedynie większe przyzwolenie na głoszenie przez jej dziennikarzy "jedynej słusznej prawdy".
Jeżeli będziemy bojkotować, to elektorat czy wyznawcy telewizji publicznej nie dowiedzą się, że są jeszcze inne punkty widzenia, bo będą przede wszystkim tkwić w takiej bańce i słyszeć, że wszystko jest super. Oczywiście tak nie jest, bo Telewizja Polska przedstawia rzeczywistość alternatywną - stwierdza.
Tadla odniosła się też do samego materiału Sawickiego, w którym ten parodiował głos Kingi Rusin i bardzo krytycznie oceniał jej medialną działalność. Zdaniem Tadli taki sposób przedstawienia dziennikarki w Telewizji Publicznej działa jedynie na jej korzyść.
Jeżeli ktoś się staje bohaterem "Wiadomości", to znaczy, że jest ważny, że ta druga strona się z nim liczy albo się go boi - zauważa.
Zgadzacie się z nią?