Od wtorkowego wieczoru w mediach znów dyskutowany jest nowy pomysł legislacyjny dotyczący zdrowia kobiet. Mowa o czymś, co zostało obwołane "rejestrem ciąż" - czyli zbiorem nowych przepisów, w ramach których lekarze będą mieli obowiązek wprowadzać do systemu każdą wiadomość o ciąży pacjentki, nawet jeśli ta informacja nie będzie pochodzić od ginekologa.
Jak można się spodziewać, to kolejny temat, po zaostrzeniu przepisów aborcyjnych, który wywoła gorącą dyskusję, a może nawet i nowe protesty na polskich ulicach. Projekt nowelizacji już teraz budzi spore kontrowersje, które opisała Kinga Rusin. W nowym poście na Instagramie dziennikarka podsumowuje w kilku punktach proponowane zmiany.
Nie uwierzycie! Za chwilę ma powstać państwowy REJESTR CIĄŻ! Kobiety mają zostać inkubatorami pod kontrolą! Grozi nam połączenie permanentnej inwigilacji ze "świętą inkwizycją"! "Podmioty lecznicze" (również prywatne!) mają wprowadzać do Systemu Informacji Medycznej info o ciążach swoich pacjentek. Chyba oczywiste, że dostęp do systemu będą mieli prokuratorzy! Żądamy natychmiastowego wycofania się z tych zmian! - zaczyna Rusin i w poście tłumaczy najważniejsze założenia proponowanego rejestru.
Kinga Rusin obawia się, że kobiety po prostu przestaną chodzić do lekarzy, skoro ci będą musieli poinformować organy państwowe o tym, że pacjentki są w ciąży. Stąd już krótka droga do wyciągnięcia konsekwencji za poronienie.
1. Powstanie w ten sposób dokumentacja idealnie uzasadniająca wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, jeśli kobieta nie urodzi.
2. Jeśli kobieta poroni (u 20 % kobiet w pierwszym trymestrze), a ciąża była zarejestrowana - prokurator może żądać wyjaśnień (...) - przestrzega Rusin na Instagramie.
Dalej dziennikarka zwraca uwagę na problemy natury osobistej, które wywołała proponowana nowelizacja. Między pacjentkami a lekarzami może nastąpić zmowa milczenia, bo jedne i drudzy będą bali się zgłaszać ciąże w systemie... Brzmi dość przerażająco, biorąc pod uwagę stan wiedzy medycznej i to, jak Polki rzadko chodzą do lekarzy w ogóle. Czy będą chodziły częściej, wiedząc, że nieprawidłowo rozwinięta ciąża może trafić pod lupę prokuratury, a one same mogą zostać wezwane do sądu, by o tym opowiedzieć? Raczej wątpliwe.
W państwie, w którym usuwanie ciąży (nawet tej embriopatologicznej) grozi więzieniem, a każde usunięcie oznacza możliwość śledztwa, zbieranie takich danych jest częścią systemu opresji! W innych krajach te informacje być może służyłyby zdrowiu kobiety (np. lekarz widzi w systemie, że nieprzytomna pacjentka jest w ciąży). Ale u nas chyba w to nie wierzycie, prawda? Polecam wygooglować np. działania prokuratury w Białymstoku, gdzie śledczy wystąpili o dane wszystkich pacjentek, u których wykonywano zabieg - kończy Rusin.
Myślicie, że naprawdę jest się czego bać?
Czy kryzys w związku Deynn i Majewskiego to tylko medialna ustawka?