Szukanie miłości w telewizji, choć niekoniecznie skuteczne, stało się dla wielu szansą na zaistnienie czy przedłużenie pięciu minut w mediach. Na wyciągnięcie pilota mamy gorących singli moczących końcówki w wodzie na rajskiej wyspie, pary badające się wariografem na jeszcze bardziej rajskiej wyspie, czy celebryckie formaty o szukaniu męża przed kamerami, ale już niekoniecznie na rajskiej wyspie. Do wyboru, do koloru. Jakby to zapewne ujęła nasza ulubienica Josie: "What a time to be alive".
O ile koncepcja randkowych formatów z grupą trenerów personalnych i instagramowych modelek w ciepłych krajach jest dość prosta, tak w przypadku gwiazd szukających męża w telewizji bywa już różnie. Problem w tym, że całość coraz częściej przypomina objazdowy cyrk, a szanse na to, że gwiazda znajdzie miłość życia pod okiem kamer, są jeszcze niższe, niż na rozejm w uniwersum Caroline Derpienski i Anety Glam. Ale po kolei.
Jak (nie) randkować, czyli królowa życia "szuka" miłości w telewizji
Rzućmy zatem okiem na najnowszy twór prosto ze stajni Polsatu, czyli program dumnie firmowany pod nazwą "Dagmara szuka męża". Epicentrum tego zamieszania, zwanego dalej "celebryckim show", jest Dagmara Kaźmierska, czyli "Królowa życia" skazana przed laty prawomocnym wyrokiem za "stręczycielstwo, sutenerstwo i zmuszanie młodych kobiet do prostytucji". "Background" głównej bohaterki pozostawiamy do indywidualnej oceny.
Tu chcielibyśmy przejść do sedna, a więc do randek, choć w przypadku spotkań Dagmary z kandydatami ciężko użyć tego słowa z czystym sumieniem. Odcinki są wyjątkowo nieregularne, dlatego weźmy na warsztat trzy ostatnie spotkania, które doczekały się emisji. Na pierwszy rzut poszedł kawaler z siłowni, który, spocony i z rękawicami bokserskimi na dłoniach, przybił z nią "piąteczkę" i wręczył kwiaty. Dziwny pomysł na zrobienie pierwszego wrażenia? Spokojnie, dziwnie to dopiero będzie.
Podczas spotkania ze zlanym potem jegomościem Dagmara nie była oczywiście sama - i nie mówimy tu o ekipie z kamerą. W trakcie kolejnych "randek" celebrytce towarzyszą przyjaciel Jacek i syn Conan, którzy robią w programie za "swatów". Tak przynajmniej sami się tytułują, bo ich zadaniem jest głównie wprowadzać zamęt, robić show i zalewać widza potokiem "krindżu", czyli dokładnie tak, jak miało to miejsce w "Królowych życia". A co, Wy w takich warunkach nie poznajecie miłości życia?
Zamiast pogawędki czy dobrego słowa ich pierwsze spotkanie zakończyło się na ringu. Najpierw kawaler ganiał się chwilę z Dagmarą, a potem pojedynkował się z Jackiem, z którym, na wyzwanie Conana, miał walczyć o jej względy. To było jednak dopiero preludium, bo najgorsze było chyba późniejsze rendez-vous na łodzi. W trakcie "randki" Kaźmierska zdołała się nawet pokłócić z własnym kandydatem, którego poprzednie małżeństwo miało rozsypać się przez... jego przejście na wegetarianizm.
Jak ty zacząłeś ją terroryzować, że ona nie chce żyć zdrowo, no to ja się nie dziwię, że wzięła rozwód - wyrokowała "królowa życia". Gdybyś mi dzisiaj zabronił jeść pierożka, gołąbka, kartofelka i byś mnie tym terroryzował, to uciekałabym daleko. Co mnie obchodzi, że ty k*rwa jesz zieleninę jak królik.
Zresztą niezależnie od tego, o czym rozmawiali, spotkanie i tak nie miało z "randką" nic wspólnego. Pozostałe dwie trzecie "ekipy" musiały wspiąć się na dach i udawać, że w tajemnicy przysłuchują się ich rozmowie, komentując na bieżąco do kamery to, co się dzieje. Aby nikt już nie miał wątpliwości, że to nie Dagmara samodzielnie wybiera sobie kandydata na męża, po wszystkim wspólnie z Jackiem i Conanem oceniali jej "randkę" w systemie punktowym. To tak jakby ktoś się jeszcze łudził, że to wszystko jest na serio.
I jak ty masz znaleźć faceta? - zapytał w pewnej chwili Conan.
Ja nie znajdę nigdy, ale ja nie szukam, to wy mi szukacie - odpowiedziała Dagmara. W punkt.
"Mamo, możemy mieć "Królowe życia" w domu?", czyli o tym, co już było
"Randka" numer dwa. Tym razem Dagmara i spółka pojawili się w Ślęzie pod Wrocławiem, gdzie wybrali się do części muzealnej i wrócili do czasów jej dzieciństwa. Sam wspólny wypad nie jest jednak telewizyjnym złotem, więc Jacek szybko zadziałał i stanął na wysokości zadania, klinując się w jednym z eksponowanych tam urządzeń. Na szczęście go uwolnili, bo strasznie się skarżył.
Powietrza mi brakuje. Weź, bo ja mam gastroskopię - krzyczał uwięziony Jacek.
On ma gastroskopię... - powtarzała po nim niczym echo Dagmara.
Kolejny kawaler zaprosił Dagmarę i jej ekipę na pole golfowe. Co ciekawe, okazał się też nieco sprytniejszy i zadbał o to, żeby móc pogadać z "Królową życia" w cztery oczy. Podczas prywatnej rozmowy obiecał nawet, że jak wpadną do niego z wizytą, to znajdzie dla Jacka klatkę. Słowa nie dotrzymał, a szkoda, bo to właśnie takie momenty "robią" ten program. Za to gdy już dotarli na miejsce, kandydat oprowadził Dagmarę po domu i pokazał jej nawet swoją sypialnię. Ta pozostała niewzruszona.
Ja chciałam do łazienki, on mi coś pokazuje, tu sypialnia, o jakichś tam światełkach gada... A co mnie obchodzą światełka u niego w sypialni? Co ja, światełek nie mam?
Ze świata światełek szybko wróciliśmy w opary absurdu. Gwoździem programu podczas spotkania była konserwa rybna, a konkretnie kiszony śledź, którego zapach powszechnie uznaje się za niezbyt przyjemny. Był rytuał otwierania puszki, była degustacja, była więc i reakcja organizmu Jacka. Ostatecznie to pan Adrian pozostał na placu boju i jeszcze oferował koledze "Królowej życia" pomoc lekarza. Dagmara wydawała się ukontentowana wytrwałością mężczyzny.
Ty mi się podobasz! - krzyczała zadowolona.
W porównaniu do poprzednich trzecia randka okazała się względnie spokojna, bo i kandydat był nieco łagodniejszego usposobienia. W międzyczasie do Conana dołączyła jego ukochana, z którą "spontanicznie" dywagował przed kamerą o potrzebie znalezienia męża dla jego mamy. Padło na nauczyciela chemii, który zaprosił Dagmarę i spółkę do wspólnych eksperymentów. Efektem było niestety tylko trochę piany i rozerwany przez Jacka fartuch.
Zarówno dawka wiedzy, jak i późniejsza "randka" nie wzbudziły w nas większych emocji. Nawet rozmowa mężczyzny z Kaźmierską była momentami dość niezręczna, a jej mina, gdy odziana w fartuch i okulary ochronne spogląda na Jacka podczas chemicznego czary-mary, mówi chyba wszystko. Sam kandydat zapisał się w pamięci chyba tylko tym, że ma podobno dziurę w łóżku i jej nie naprawia, bo wtedy spałby bez końca.
Wszystkie te wydarzenia, na które widz po czterdziestu minutach seansu reaguje podobnie jak Dagmara na screenie powyżej, mają niestety wspólny mianownik. Aż chciałoby się powiedzieć "ale to już było", bo to w sumie wciąż "Królowe życia", ale z serią spotkań, które de facto niewiele wnoszą do całej historii. Czasem aż chciałoby się zadać jeszcze inne pytanie: "Po co?".
To, czy "Dagmara szuka męża" to program o miłości, jest raczej pytaniem retorycznym. Finał programu może i dopiero przed nami, ale nikt chyba nie wątpliwości, jak to się skończy. Wydaje się jednak, że każdy i tak osiągnie to, co chciał - Dagmara znów pokazała się w telewizji, Polsat zrobił na tym oglądalność, a miłość to i tak sprawa drugorzędna. No, chyba że mówimy o miłości do łatwej popularności, bo tej bohaterom serii odmówić nie można.