Na początku zeszłego roku 17-letnia jeszcze Billie Eilish szturmem podbiła szczyty list przebojów za pomocą swego przełomowego utworu Bad Guy. W zaledwie kilka miesięcy nastolatce udało się zgromadzić kilkudziesięciomilionową rzeszę fanów, a jej wokale docenili nawet producenci filmów o Jamesie Bondzie, którzy wytypowali ją na autorkę przewodniego utworu do najnowszej odsłony przygód agenta 007.
Mimo że tysiące wokalistów na całym świecie byłoby gotowych poświęcić dosłownie wszystko, aby znaleźć się na jej miejscu, sama Billie nigdy nie planowała ponoć kariery w show biznesie. Opowiedziała o tym przy okazji zagoszczenia na okładce najnowszego numeru magazynu kulturalno-modowego Dazed.
Nigdy o tym nie myślałam. Nic nie wiedziałam na temat branży rozrywkowej. Chciałam pracować w sklepie z sokami. Więc tak naprawdę g*wno wiedziałam - przyznała bez ogródek.
Artystka zdradziła także, że z początku próbowano ze wszelkich sił skłonić ją do współpracy z którymś ze znanych producentów muzycznych. Nikt nie potrafił pojąć, że kluczem do sukcesu może okazać się jej miniaturowy, jak na branżowe standardy, zespół.
Chwilę im to zajęło, żeby to zrozumieć. "Aaa, teraz widzimy. Pracuje się wam najlepiej w małej grupie". W końcu zajarzyli.
Najwięcej szumu wywołała jednak wypowiedź 18-latki na temat używek w show biznesie. Jak się bowiem okazuje, nie tylko w Warszawie "płyty Madonny" i "darmowe obiady z dowozem do domu" mają wzięcie.
Wszyscy ćpają tyle, że odmawianie narkotyków stało się buntownicze. Ludzie mówią, że "łamię reguły", ale ja pytam: "jakie reguły"? (...) Nie myślałam nigdy świadomie: "o, to zrobię, tamtego nie zrobię". Nigdy nie uznawałam siebie za jedną z nich. Nigdy siebie z nimi nie porównywałam.
Dla odmiany Eilish jest zadeklarowaną abstynentką. Żyje też według zasad weganizmu.
Czy z tak twardymi zasadami faktycznie może stać się prawdziwą ikoną młodego pokolenia?