W pierwszej części naszego tekstu o wojnie Blake Lively i Justina Baldoniego omówiliśmy trzy główne zarzuty aktorki wobec swojego partnera z planu, które dotyczyły molestowania seksualnego. Jego ofiarą miała być nie tylko Lively, ale i inne kobiety pracujące na planie "It Ends With Us". To jednak nie koniec oskarżeń gwiazdy "Plotkary" - w kolejce czekają następne oraz największa bomba czyli fakt, iż Justin miał zatrudnić firmę PR-ową i dać jej jedno zadanie: zrujnować reputację Blake i, cytując jego korespondencję z pracownicami tejże firmy, "pochować ją żywcem".
Brak koordynatora intymności. Nadużycia opisywane przez Blake miały być m.in. efektem nieobecności na planie koordynatora intymności, którego zadaniem jest nie tylko przygotowanie aktorów do scen intymnych tak, aby czuli się komfortowo, ale i pilnowanie tych ustaleń już podczas kręcenia. Ponadto, obecność koordynatora intymności gwarantuje, że żadne intymne i erotyczne sceny nie mogą być zaimprowizowane lub spontanicznie dodane do scenariusza, co podobno miał regularnie robić Baldoni jako nie tylko aktor, ale i reżyser "It Ends With Us". W swoim kontr-pozwie gwiazdor pokazuje fragment korespondencji z Lively jeszcze przed startem zdjęć do filmu, w którym informuje ją, że zatrudnił "fantastyczną koordynatorkę intymności, którą musi koniecznie poznać". W cytowanej rozmowie Blake zapewnia go, że nie ma potrzeby spotkania się z nią i zrobi to dopiero, gdy wejdzie na plan - co nie jest standardem w świecie filmu i może opóźniać i komplikować jego produkcję. Baldoni utrzymuje również, że modyfikacje czy dodatkowe sceny erotyczne miały być pomysłem koordynatorki intymności, z którą Lively nie chciała się spotkać.
Fat-shaming. Lively oskarżyła Baldoniego o fat-shaming i negatywne komentowanie jej wagi. Aktorka przywołuje dzień zdjęciowy, w którym Baldoni miał rozpłakać się w jej przyczepie z powodu jej wagi i faktu, iż nie wygląda tak szczupło, jakby sobie tego życzył. Aktor miał też wypytywać trenerkę personalną o wagę Lively i prosić ją, na kilka tygodni przed startem zdjęć, aby postarała się, żeby jej klientka zrzuciła kilka kilogramów. Baldoni zaś twierdzi, że jedynym powodem dopytywania się o wagę Lively był fakt, iż miał kontuzję pleców i potrzebował tej informacji, aby skonsultować ze swoim trenerem w jaki sposób realizować sceny, w których musi podnosić aktorkę.
Niezapowiedziane wizyty w przyczepie. Blake Lively była również niezadowolona z niezapowiedzianych wizyt w jej przyczepie na planie, które składał jej Baldoni (bez pukania!) w czasie, gdy karmiła piersią lub była w częściowym negliżu. Justin w swojej obronie ujawnił rozmowę z Blake, w której to ona zaprasza go do przyczepy, aby omówić zmiany w scenariuszu i sama informuje, że właśnie odciąga pokarm.
Kampania nienawiści w sieci. Podczas promocji filmu "It Ends With Us" na Blake Lively spadła ogromna fala krytyki i gwiazda doświadczyła największej fali hejtu w swojej karierze. Krytykowano sposób w jaki promuje film o przemocy domowej, jej wypowiedzi, a także promowanie własnych biznesów. Aktorka twierdzi, że za tą kampanią nienawiści stała wynajęta przez Baldoniego firma PR-owa TAG, a dowodem mają być screeny rozmów jej pracownic, które gratulują sobie kolejnych negatywnych artykułów o Lively. Gwiazdor miał też podsyłać im przykładowe viralowe wpisy o innych celebrytkach (m.in. Hailey Bieber), które pomogłyby rozkręcić hejt pod adresem znienawidzonej koleżanki z planu czy wręcz życzyć sobie, aby ją medialnie "zakopano/pochowano żywcem". Justin twierdzi jednak, że zaprezentowane przez Blake rozmowy są wyrwane z kontekstu i w swoim pozwie przekonuje, że owszem, zatrudnił firmę TAG z obawy przed tym, że to Blake Lively i Ryan Reynolds będą chcieli go zniesławić i chciał się jedynie bronić.
W screenach, które dołączył do sprawy faktycznie wyłania się nieco inny obraz sytuacji niż nalegała na to Lively - pracownice agencji owszem, gratulują sobie negatywnej prasy wokół Blake, ale dodają przy tym, że "nawet nic nie musiały robić" i zarówno media, jak i internauci, nie potrzebują ich pomocy i w sposób organiczny komentują i reagują na to, jak podczas promocji filmu zachowuje się aktorka. Ich jedynym faktycznym zadaniem okazało się zapobiegnięcie publikacji w mediach o zarzutach dotyczących molestowania na planie "It Ends With Us" pod adresem Baldoniego.
Dokument o naruszeniach Baldoniego. Ostatecznym dowodem na przewinienia Justina Baldoniego miał być dokument sporządzony przez Lively, który aktorka przedstawiła władzom wytwórni filmowej i dystrybutorowi "It Ends With Us" tuż przed wznowieniem zdjęć do filmu po przerwie spowodowanej strajkami w Hollywood. W 30. skrupulatnie wypisanych punktach Lively sporządziła listę nieodpowiednich zachowań Baldoniego i jego wspólnika-producenta, w tym zarzuty o molestowanie seksualne i postawiła ultimatum - wszystkie strony zobowiążą się do tego, że takie sytuacje się nie powtórzą i zapewnią jej komfort i bezpieczeństwo podczas zdjęć. W innym wypadku nie pojawi się na planie i dokończenie filmu nie będzie możliwe.
Dokument miał być podpisany i wcielony w życie, co oznaczałoby też automatycznie przyznanie się do winy Baldoniego. Ten twierdzi jednak, że nigdy nie widział go na oczy + zaakceptowanie warunków przedstawionych przez Lively nie oznacza, że opisane przez nią wydarzenia miały miejsce. Priorytetem miało być jedynie dokończenie zdjęć do filmu i przystanie na wszystko, czego zażyczy sobie Blake - niezależnie, czy miała ku temu powody czy też nie.
Werdykt: Największym przegranym tej sprawy będzie i już jest Justin Baldoni, który od wielu lat kreował się na feministę i sprzymierzeńca kobiet. Gdyby w tej walce chodziło tylko o zarzuty, które formułuje przeciwko niemu Blake Lively, mógłby pewnie w nieskończoność bronić się zatartą granicą między rzeczywistością a artystycznymi decyzjami czy procesem kreatywnym. Jego zachowanie miało jednak wprawiać w dyskomfort nie tylko gwiazdę jego filmu, ale i szeregowe pracownice. Lively za to prawdopodobnie już nigdy nie pozbędzie się łatki "trudnej we współpracy", co może pogrzebać jej szanse na kolejne role w wysokobudżetowych produkcjach.
Nie da się natomiast ukryć tła tej walki, w której chodzi o coś więcej niż kolejnego mężczyznę, który narusza granice kobiet - wielkie pieniądze i prawa do drugiej części filmu. Linia obrony Justina jest wyraźna: jego zdaniem historie z molestowaniem zostały wymyślone tylko po to, żeby go skompromitować i "odbić" jego film. Brzmi jak teoria spiskowa, ale dobrze wiemy, że w Hollywood wszystko jest możliwe…