Nicole Sochacki-Wójcicka jakiś czas temu wywołała niemałe poruszenie w mediach, gdy nieroztropnie na swoim instagramowym filmie pochwaliła się, że w wolnym czasie przyjmuje swoje koleżanki i rodzinę bez kolejki. Pikanterii tylko dodał fakt, że praktyki te miały miejsce w gabinecie mającym podpisaną umowę z NFZ. Mimo że celebrytka-lekarka nie widziała w tym nic złego, to okazało się, że jej przełożonym i całej masie internautów już nie do końca spodobało się to działanie. Głos w sprawie zabrali także przedstawiciele placówki, w której to pracuje Mama Ginekolog. Na Instagramie Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego można było przeczytać nawet oświadczenie prof. dr hab. Tomasza Kuczura, który również negatywnie wypowiedział się o całym "incydencie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maja Bohosiewicz staje w obronie Mamy Ginekolog
Nicole Sochacki-Wójcicka mogła liczyć jednak na wsparcie swoich pracowników. W tym trudnym czasie zatrudnione w jej firmie osoby nagrały laurkę dla przełożonej, w której to pokazują do kamery czerwone serduszka, na znak wparcia Mamy Ginekolog. Mimo że celebrytka od jakiegoś czasu jest dość milcząca w mediach społecznościowych, to tym razem zrobiła drobny wyjątek i podziękowała zaangażowanym w filmik osobom za ciepłe słowa. Na kilka słów pocieszenia mogła liczyć także od Mai Bohosiewicz, która w swoim instagramowym Q&A ubolewała nad tym, co ją spotkało.
Nie znam się z Mamą Ginekolog, niekoniecznie obserwuję, nie mój klimat. Natomiast jest mi bardzo, bardzo przykro, jako człowiekowi, za to, co ją spotkało. W mojej opinii odium jest tak ogromne, niewspółmierne do przewinienia. Ja uważam, że takie halo powinno być, jakby zadzwoniła pacjentka i powiedziała: "Nicole wyczuwam coś, czego wczoraj nie było! To pilne". A Mama Ginekolog by powiedziała: "Sorry, bejbe, ale ja już spadam na chatę robić rosół, także bujaj się w kolejkę" - pisała na Instagramie.
Blanka Lipińska komentuje aferę z Mamą Ginekolog
Kilka słów na ten temat postanowiła dodać od siebie również Blanka Lipińska, która na początku zaznaczyła, że "nie ma zdania, bo nie zna sytuacji", lecz po chwili i tak zdecydowała się je wyrazić, utyskując przy okazji na kondycję polskiej ochrony zdrowia.
Ale jeśli cała ta afera jest o to, że po lub przed pracą przyjmowała koleżanki, to niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto, mając znajomego lekarza, nigdy nie skorzystał z takiej opcji. Poza tym, gdyby system opieki medycznej był lepiej zorganizowany, a człowiek nie czekałby tygodniami lub miesiącami na wizytę, to takie sytuacje nie miałyby miejsca - pisała Lipińska na Instagramie.
Zgadzacie się?