Blanka Lipińska nigdy nie ukrywała, że jest fanką medycyny estetycznej i chętnie poddaje się "metamorfozom". Nie trzeba być zresztą ekspertem w dziedzinie poprawiania urody, by zaobserwować, jak lico Blani ewoluowało przez ostatnie lata. Dyskusja na temat zabiegów, którym poddaje się celebrytka, rozgorzała na nowo po premierze filmu 365 dni: Ten dzień. Niektórzy fani bestsellerowej autorki stwierdzili, że Lipińska trochę przesadziła z ostrzykiwaniem twarzy. W końcu była dziewczyna Barona postanowiła wyjaśnić na InstaStory, w jaki sposób ingerowała w swoją urodę...
Dostaję bardzo dużo pytań po swojej premierze, co ja zrobiłam ze swoimi policzkami. Niestety, moi drodzy, to jest matka natura. Bardzo bym się chciała tego pozbyć, ale niestety jest to mięsień jarzmowy większy, który miałam, odkąd się urodziłam, dlatego miałam twarz taką... - wyznała, teatralnie napełniając jamę ustną powietrzem i łapiąc się za policzki.
Choć Blania nie "tuningowała" swoich policzków, to zdecydowała się na inne poprawki.
Więc niestety, słuchajcie, to, co wszyscy uważacie, że mam zrobione, to akurat niestety jest matka natura. Gdybym mogła się tego pozbyć, to bym się tego pozbyła z wielką rozkoszą. A dla tych wszystkich zainteresowanych, co mam w twarzy zrobionego: mam botoks w czole, mam zrobione usta i mam zrobioną wolumetrię szczęki. To wszystko. Niestety, bardzo mi przykro. No i mam jeszcze sztuczne rzęsy i makijaż permanentny brwi - wyliczała.
Wierzycie?