W niełaskę popadli influencerzy, o skompromitowanych yotuberach nie wspominając. Lukę w polskiej sieci wypełnili nieoczekiwanie nasi politycy, a posiedzenia Sejmu będą mogły konkurować niedługo na oglądalność z Fame MMA. Poziom obu wydarzeń jest zresztą mocno podobny, a w rolach głównych obserwujemy osoby, które zamiast na mównicy, powinny znaleźć się w ośrodku resocjalizacyjnym. Niewątpliwie jednym z powodów wzmożonego zainteresowania internautów polityką, jest Szymon Hołownia w roli sejmowego marszałka. Niegdysiejszy prowadzący "Mam Talent" skrupulatnie realizuje się w swojej nowej roli, a jego przepychanki z posłami, pełne kultury i fantazyjnej erudycji, są hitem internetu.
Hołownia to nie jedyny celebrycki, ale i pozytywny akcent polityczny na naszym podwórku. W ostatnią środę na Wiejskiej pojawiła się również Małgorzata Rozenek-Majdan, która wzięła udział w debacie dotyczącej projektu ustawy ws. refundacji in vitro. Gwiazda TVN od wielu lat angażuje się w edukację i działanie na rzecz tej sprawy, więc jej występ w Sejmie wydawał się tylko kwestią czasu. Oczywiście, nie obyło się uszczypliwości ze strony polityków PiS, ale ci akurat sumiennie pracują na to, żeby nazwa ulicy, przy której pracują, nie stawała w kontraście z ich zachowaniem. Test białej rękawiczki oblany, ale Małgosi gratulujemy - jeśli korzystać z popularności, to tylko tak!
ZOBACZ: Poseł PiS wywołał do tablicy Małgorzatę Rozenek podczas obrad Sejmu. Tak zareagowała na jego pytanie
W poruszaniu wrażliwych społecznie kwestii rozkochała się ostatnimi czasy również Blanka Lipińska. Anty-halloweenowe zapory przed niesfornymi dziećmi, które pisarka ustawiła kilka tygodni temu, wywołały ogólnopolską dyskusję o granicach tolerancji wobec uprzykrzających życie urwisów. Teraz autorka hitowej serii "365 dni" wzięła na celownik… matki. A wiadomo, że nic nie rozgrzewa do czerwoności bardziej niż opinia w tym temacie kobiety, która słodkiego bąbelka nie posiada. Lipińska zwróciła uwagę, że w jej opinii matki zbyt często wylewają swoje macierzyńskie frustracje na bogu ducha winne klientki i obsługę sklepów i zasugerowała im "poradzenie sobie z własnym gniewem". Brzmi to trochę, jak ostatnie słowa wygłoszone przed wybuchem wielkiej wojny…
Abstrahując od tego, czy takie są dyskusje i uwagi są potrzebne, Lipińska w swoim narożniku uosabia największego "matkowego" wroga czyli bogatą singielkę z młodszymi kochankami, która widzi niewiele więcej niż czubek własnego nosa, stawiając swój komfort ponad wszystko inne czyli kompletna odwrotność misyjnego macierzyństwa. To niemal wojna kulturowa - obie strony, pomimo zapewnień, że się rozumieją i szanują, de facto tego nie robią, a podszyte pogardą wypowiedzi niewiele robią dla sprawy. Nie wypływają bowiem z rzekomej troski, a oceny. Jedna "współczuje" ciężkiego matczynego żywota, druga uznaje bezdzietne życie za puste i bezwartościowe. W tym wszystkim jednak zastanawia mnie jedno - czy smutne, sponiewierane życiem i sfrustrowane gospodynie domowe w średnim wieku nie są przypadkiem głównymi odbiorczyniami twórczości Lipińskiej? Kto inny marzyłby o tym, żeby porwał je przystojny Włoch i zaproponował niekonsensualny seks-układ?! Blanka, biznesowo, prosiłbym o krótką refleksję i szybkie ugaszenie pożaru w postaci publikacji zdjęć roznegliżowanego Michele Morrone. W imieniu matek, wybaczę.
Daleki od wybaczenia, Kasi Cichopek rzecz jasna, wydaje się być Marcin Hakiel. Jeśli ktoś pielęgnował w sobie stereotyp, że to kobiety nie zapominają, czas spojrzeć prawdzie w oczy - porzuceni mężczyźni również nie radzą sobie najlepiej. Przez moment wydawało się, że euforia nowych znajomości i relacji z mniej lub bardziej tajemniczymi, instagramowymi partnerkami, pozwoli tancerzowi rzucić w niepamięć dawne krzywdy. Tak się jednak nie stało, bo Hakielowi zależy na "prawdzie". A jego prawda jest taka, że Cichopek i Kurzajewski grają z nim w nieczystą grę. W ostatnim wywiadzie dla Radia ZET zasugerował wprost, że jego była żona i nowy partner "obgadują go za kulisami" i są źródłem informatorów wypowiadających się w sprawie ich rozstania dla mediów.
Komentarze Hakiela skłaniają do smutnej wniosków - kilkanaście lat w show-biznesie i celebryckie małżeństwo nie nauczyły go za wiele o tym, jak rozgrywać trudne personalne sytuacje na medialnym poletku. Oczywiście, że "w trosce o prywatność" gwiazdki nie będą oficjalnie zabierać głosu, a chętnie szepną więcej niż dwa słówka dziennikarzowi tabloidu, który zaprezentuje je później jako wypowiedź enigmatycznej "osoby z otoczenia". I wilk syty, i owca cała.
Zamiast obrażać się na zasady gry, warto przyjąć je na klatę i rozegrać swoją partię z chirurgiczną precyzją. Nie żebym coś proponował, ale Marcin, wiesz gdzie i kogo szukać!