Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii, w swym zachowaniu przypomina trochę Donalda Trumpa. Nie zawsze sprawia wrażenie, jakby orientował się w sytuacji, w której się znajduje, czasem powie też coś kuriozalnego. Tak jak ostatnio, gdy brał udział w konferencji Konfederacji Brytyjskiego Przemysłu. Mówił tam o wielu rzeczach dotyczących gospodarki, ale i również zabrał głos na temat świnki Peppy.
Johnson nawiązywał do przepisów, które mają zwiastować początek zielonej rewolucji przemysłowej, ale jego słowa zeszły na dalszy plan. Wszystko przez to, że w pewnym momencie wyraźnie zdekoncentrowany polityk stracił wątek. Ewidentnie rozproszony premier przez kilkadziesiąt sekund układał na pulpicie kartki i powtarzał "wybaczcie mi".
Z relacji "The Guardian" wynika, że to nie jedyny moment, w którym Johnson stracił koncentrację. Gdy mówił o energii i oryginalności sektora prywatnego, zobrazował to porównaniem do swojej wizyty w parku rozrywki dla dzieci "Peppa Pig World". To jak Disneyland, tylko z chrumczącą bohaterką bajek dla dzieci.
Wszyscy powinniśmy tam pojechać. Kocham to. Świat Peppy to miejsce w moim stylu. Są tam bardzo bezpieczne ulice i dyscyplina w szkołach. Kto by pomyślał, że świnka, która wygląda jak suszarka w stylu Picassa, będzie eksportowana do 180 krajów. A przecież wcześniej odrzucił ją BBC - powiedział Johnson, wywołując pewną konsternację na sali.
Johnson w swojej wypowiedzi podkreślał jeszcze, że Świnka Peppa wygenerowała ogromne dochody, dlatego... warto "uwolnić energię przez sektor prywatny".
Przekonujące? Wyobrażacie sobie wiec Johnsona ze Świnką Peppą?