Rząd Wielkiej Brytanii bardzo długo wstrzymywał się z decyzją o wprowadzeniu jakichkolwiek obostrzeń w związku z pandemią koronawirusa. Boris Johnson początkowo był przeciwny zamknięciu szkół i restauracji oraz społecznemu "lockdownowi", licząc, że nabyta w ten sposób odporność pozwoli Brytyjczykom przetrwać drugą falę zarażeń, która spodziewana jest na jesień. W końcu i na Wyspach, które aktualnie są jednym z bardziej boleśnie dotkniętym koronawirusem regionem świata, wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się i przebywaniu w miejscach publicznych.
ZOBACZ: Ciężarna narzeczona Borisa Johnsona boi się o jego zdrowie. Sama również ma objawy koronawirusa
Wkrótce potem okazało się, że i sam Boris Johnson zaraził się wirusem. Początkowo premier zapewniał, że czuje się dobrze i nadal będzie kierował rządem, pracując zdalnie, ale po kilku dniach jego stan pogorszył się na tyle, że konieczna okazała się być hospitalizacja. Polityk w niedzielę trafił na oddział zakaźny szpitala świętego Tomasza w Londynie, a dobę później przeniesiono go na oddział intensywnej terapii. Premier przez cały czas zachował jednak przytomność i był w stanie samodzielnie oddychać.
W czwartek wieczorem ze stolicy Wielkiej Brytanii napłynęły dobre wieści. Jak przekazał rzecznik prasowy premiera, Boris opuścił już oddział intensywnej terapii i wrócił na "regularny" oddział.
Premier pozostanie w szpitalu, gdzie jego stan będzie monitorowany w tej wczesnej fazie powrotu do zdrowia. Jest w świetnym nastroju - przekazał rzecznik.
Pudelek życzy szybkiego powrotu do zdrowia.