W listopadzie minionego roku mediami wstrząsnęła wieść o śmierci Kamila Durczoka. 53-latek zmarł w wyniku "zaostrzenia choroby przewlekłej i zatrzymania krążenia". Po kilku miesiącach była żona dziennikarza, Marianna Dufek, udzieliła wywiadu "Fashion Magazine", w którym stwierdziła m.in., że Kamil "miał pełną świadomość, co mu grozi" i "podświadomie chciał końca".
Inne spojrzenie na to, z czym zmagał się dziennikarz, ma jego brat. Dominik Durczok udzielił wywiadu "Faktowi", w którym podkreślił, że Kamil walczył z chorobą.
Mężczyzna odniósł się również do swojej przemowy na pogrzebie brata:
Mówiłem z czystego serca. Najważniejsze było zdanie, że człowiek czasem musi umrzeć, aby dowiedzieć się, ilu miał przyjaciół, których brakowało w biedzie. To przeświadczenie płynie z mojej obserwacji ostatnich lat i miesięcy życia Kamila. Widziałem, kto przy nim pozostał do końca: rodzina. Mama, moja żona, przyjaciółka, przyjaciel Jacek i ja - wymienia i zaznacza, że niewiele osób tak naprawdę znało Kamila:
Nikt nie wie, jak było z Kamilem gdy cierpiał, co przeżywał, z jakimi demonami się zmagał, jak wyglądała jego walka z chorobą alkoholową.
W rozmowie z tabloidem Dominik Durczok powiedział także, że jego brat był dobrym człowiekiem:
(...) To, co o moim bracie można przeczytać w mediach, to narracja jednostronna. Mówią o nim różni ludzie, jest całe mnóstwo informacji, które są dla mnie nieprawdziwe i zakłamane. Jako jego młodszy brat jestem przekonany, że był mimo wszystko dobrym człowiekiem - zapewnia. (...) Powiedziałem na pogrzebie, że Kamil był i będzie zawsze naszą dumą, a moim kochanym bratem. Mimo że nasza przyjaźń była czasami szorstka, to jeden za drugiego skoczyłby w ogień - kontynuuje. To był dobry człowiek, bardzo wrażliwy. Popełnił wiele błędów, ale też obdarował dobrocią wielu ludzi. O tym nikt nie wie, bo pomagał bezinteresownie, bezimiennie. Nie powiem komu, bo on by tego nie chciał.
Brat byłego szefa "Faktów" przekonuje, że choć Durczok sprawiał wrażenie twardego, tak naprawdę był wrażliwą osobą:
Kamil był niezwykle emocjonalną osobą. Z wieloma rzeczami sobie nie radził. Jak do mnie dzwonił, mówił: "Cześć Byku", a jego głos był silny, stanowczy. Wydźwięk był taki, że on walczy, że sobie poradzi. Ale nikt nie wie, poza mną i moją żoną, ile razy mój brat płakał w nasze ramię, ile razy dawałem mu schronienie, by się odciął od pewnych rzeczy i od demonów, które mu towarzyszyły. Tak, w tym sensie był słaby. Brakowało mu bardzo bliskich osób, które kochał, a które się od niego odwróciły - mówi smutno, wracając wspomnieniami do chwil poprzedzających śmierć Kamila:
W ostatnich tygodniach jego życia to chyba ja byłem jego podporą - wskazuje. To do mnie dzwonił o drugiej w nocy, o piątej rano. Błagał, żebym przyjechał, mówił, że się boi, że sobie nie daje rady. Chciał, żebym po prostu z nim był. I tak to wyglądało, byłem na każde jego zawołanie, zresztą nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej - wspomina i dodaje, że on i jego bliscy nie przyjmowali wówczas do wiadomości, że dziennikarz może odejść tak szybko:
Choroba, z która się zmagał, wyniszczyła go. Mieliśmy świadomość, że jego organizm jest na tyle słaby, że to może się źle skończyć (...). Kamil zaczął się bardzo źle czuć w niedzielę. W poniedziałek, 15 listopada, był już u mamy. To ona zadzwoniła do mnie, żeby powiedzieć, że z Kamilem się źle dzieje. Zastałem go w kałuży krwi, krwotok był ogromny. Odwiozłem go do szpitala na Ligocie. Był bardzo osłabiony. Zdążyliśmy sobie tylko powiedzieć: "Trzymaj się" - wspomina. (...) Dwukrotnie go reanimowano, był kolejny krwotok, sytuacja stała się dramatyczna. 16 listopada o godz. 6.02 zadzwonili ze szpitala, że Kamil nie żyje.
Dominik Durczok poruszył również temat syna dziennikarza, Kamila juniora, który zmienił nazwisko.
On ma swoje życie, pracę. Przypomina mi brata, też jest silną osobowością. Często się spotykamy u mojej mamy, czyli jego babci. To członek naszej rodziny. To, co przechodził, wie tylko on sam. Wiem, że zmienił nazwisko, to jego pełne prawo. Nie boli mnie to - zapewnia, dodając:
Może bolało Kamila...