Niedawna premiera głośnego dokumentu o Britney Spears wywołała w mediach prawdziwe trzęsienie ziemi. Film Framing Britney Spears rzucił nieco światła nie tylko na sprawę niesławnej kurateli, pod którą piosenkarka funkcjonuje już od 13 lat, lecz także na jej medialny wizerunek i trudności, z którymi od lat musiała się zmagać.
Fakty ujawnione w najnowszym dokumencie o Britney Spears wywołały też poważną dyskusję na temat tego, czy Jamie Spears faktycznie powinien dalej być jej kuratorem. Jak twierdzą w filmie osoby z otoczenia piosenkarki, to właśnie matka dbała o karierę młodej Britney i wspierała ją w rozwijaniu talentów. W tym czasie ojciec zastanawiał się tylko nad ewentualnymi zyskami, które mogłaby mu przynieść.
Przypomnijmy: "Framing Britney Spears". Co ujawniono w dokumencie o piosenkarce? "Kiedyś będzie tak bogata, że KUPI MI ŁÓDŹ"
Zgodnie z oczekiwaniami w tworzeniu dokumentu nie wziął udziału nikt z rodziny piosenkarki, a ona sama prawdopodobnie nawet nie otrzymała zaproszenia wystosowanego do niej przez dziennikarzy The New York Times. Wygląda jednak na to, że medialna wrzawa skłoniła jej otoczenie do złagodzenia nastrojów, bo na Instagramie gwiazdy znalazł się nowy post, w którym Britney zachwala "normalne życie"...
Zawsze będę kochać możliwość występowania na scenie... Ale teraz potrzebuję czasu, żeby się uczyć i znów być normalną osobą... Uwielbiam prozę dnia codziennego! Każdy ma swoją historię i wizję historii innych ludzi. Każde z nas ma inne, ale równie wspaniałe życie. Pamiętajcie, niezależnie od tego, co nam się wydaje, że wiemy o cudzym życiu, prawda bywa zupełnie inna w porównaniu z rzeczywistością poza obiektywami - napisała Britney na Instagramie.
W poście gwiazdy nie padają oczywiście ani tytuł, ani nawet słowo "dokument", jednak wydaje się oczywiste, że jest to wyraźne nawiązanie do jego niedawnej premiery. Co ciekawe, nieco bardziej bezpośredni okazał się jej ukochany, Sam Asghari, który z początku unikał komentowania produkcji o życiu swojej dziewczyny. W końcu się jednak przełamał i na jego Instastories padło wiele ostrych słów.
Musicie wiedzieć, że mam zero szacunku do osób, które próbują kontrolować nasz związek i rzucać nam kłody pod nogi. Moim zdaniem Jamie jest zwykłym ch*jem. Nie będę wchodził w szczegóły, bo zawsze dbałem o naszą prywatność, ale z drugiej strony nie przyjechałem do tego kraju, aby nie być w stanie wypowiadać własnych opinii - czytamy.
Dziennikarze portalu TMZ postanowili skonfrontować te słowa z ich autorem, a w rozmowie z reporterami Sam kolejny raz podkreślił, że "uważa Jamiego za d*pka". Na pytanie o to, czy jest szansa na poprawę ich relacji, stwierdził jedynie, że stanie się to wtedy, gdy "zacznie dobrze traktować własną córkę". Jednocześnie zapewnił, że Britney jest w dobrych rękach i wszystko u niej w porządku.
Też czujecie, że to dopiero początek medialnego zamieszania?