Od dwóch tygodni w Polsce trwają protesty po szokującym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który zadecydował, że kobiety będą musiały rodzić ciężko i nieodwracalnie uszkodzone płody.
Uczestniczki i uczestnicy marszów zapowiadają, że będą protestować do skutku, tymczasem rząd zdaje się bagatelizować sprawę, a Mateusz Morawiecki radzi ludziom, żeby... przenieśli się do internetu.
Lekceważący stosunek do protestujących to nie tylko domena rządzących, ale również prawicowych publicystów. Bronisław Wildstein w swoim najnowszym artykule w tygodniku Sieci nazwał protestujących "motłochem" i wyjątkowo obrzydliwie odniósł się do liderki Strajku Kobiet, Marty Lempart.
Wprawdzie obserwacja wspomnianego motłochu każe zastanowić się nad sensownością aborcji, a istnienie Marty Lempart jest najpoważniejszym argumentem na jej rzecz, ale funkcjonowanie osób, które stanowią antypody ludzkiej godności, nie powinno prowadzić do jej odrzucenia - napisał.
Słowa Wildsteina wywołały burzę na Twitterze.
Są takie momenty, gdy człowiek sto razy sprawdza, czy coś naprawdę nie jest fejkiem. Niestety, ten cytat z Bronisława Wildsteina (to prawicowy publicysta wspierający PiS) jest prawdziwy - pisze dziennikarz Janusz Schwertner.
Nie mogłam uwierzyć i sprawdziłam w sklepie na własne oczy - on to napisał a oni mu to wydrukowali - dodaje blogerka Kataryna.
Tymczasem dziennikarze TVP jeszcze dolewają oliwy do ognia.
Święte oburzonko? Kto wojnę ogłosił? Kto bruka świątynie, włazi do kościołów? Teraz oburzonko, bo Wildstein plaskaczem odpowiedział? - napisała Marzena Paczuska.
Marta Lempart póki co nie skomentowała słów Wildsteina.