W poniedziałek słowo "Budda" było wymieniane w nagłówkach medialnych publikacji przez wszystkie przypadki. Wszystko w związku z zatrzymaniem youtubera przez funkcjonariuszy CBŚP i to zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak ogłosił koniec działalności w internecie. Dużo mówiło się m.in. o zajęciu jego samochodów, a na nagraniach uwieczniono moment ładowania auta na lawetę.
We wtorek Budda usłyszał zarzuty, które dotyczą "kierowania oraz udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, której celem było organizowanie gier losowych, które to loterie z uwagi na warunki ich uczestnictwa były w istocie grami hazardowymi".
Tak Budda spowiadał się z drogowych grzeszków. W tle szokujące nagranie
Wątek motoryzacji jest w kontekście Buddy dość istotny, bo to w tej branży youtuber uchodzi za eksperta. Wielokrotnie chwalił się też nowymi nabytkami, a auta bywały nagrodami w organizowanych przez niego loteriach. W obliczu zatrzymania internauci zaczęli więc wracać do dawnych wywiadów z influencerem, który całkiem niedawno wspominał chociażby o swoich drogowych grzeszkach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pod koniec września Budda był gościem na kanale Żurnalisty i panowie ucięli sobie ponad dwugodzinną pogawędkę. Jednym z wątków, które wówczas poruszono, była kwestia szokującego nagrania influencera z jazdy samochodem z prędkością niemal 270 km/h, za co zresztą poniósł konsekwencje. Ten wyjaśnił, że z całą pewnością nie jest "aniołkiem drogowym", jednak dziś nie opublikowałby podobnego filmiku.
Jechałem 270km/h, jechałem pasem awaryjnym i nagrywałem. Ja nie jestem aniołkiem drogowym, nie będę mówił, że nie. Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że jeżdżę cały czas zgodnie z przepisami. Nie jeżdżę. Czy jeżdżę bezpiecznie niezgodnie z przepisami? Podobno nie istnieje takie stwierdzenie. Jak bym na to spojrzał? Dziś na pewno bym tego nie wrzucił już do internetu, bo takich rzeczy się nie robi w internecie, nie propaguje się ich w internecie - wyjaśnił.
Jak wspomniał, wtedy zdobył w ten sposób poklask, dzisiaj natomiast podobne akcje są mocno piętnowane i już by się na to nie zdecydował.
To też były trochę czasy, w których takie rzeczy w internecie gloryfikowano w środowisku motoryzacyjnym, czyli raczej gadało się, jaki to ktoś jest kozak, a dziś się takie rzeczy potępia. W czasie, kiedy ja to wrzuciłem do tego neta, to to był kozak, "ale poszedł", piątki zbijali z tobą na mieście, "dobre to było". Tak było w tamtych czasach. Więc jakby środowisko po prostu trochę to akceptowało, a wręcz chciało. Chciało do rozgłosu. Dziś rzucając coś takiego, skazujesz się na lincz, więc dziś na pewno bym nie dodał czegoś takiego do internetu.
Opowiedział też nieco o wspomnianych już konsekwencjach.
No karę dostałem - potwierdził krótko.
A zabrali ci prawo jazdy? - dopytał prowadzący.
A nie będę mówił - rzucił Budda. Tam były i tematy chęci zatrzymania prawa jazdy na krótko, i na bardzo długo, i tematy finansowe. To był temat bardzo złożony.
Jego wyznanie odbiło się w sieci szerokim echem, czemu chyba akurat trudno się dziwić. Dziś, z racji zatrzymania przez CBŚP, sprawa znów zyskuje bardziej medialny wymiar.