O Wersow jest ostatnio wyjątkowo głośno. Wszystko za sprawą jej ciąży: odkąd w połowie lutego ukochana Friza podzieliła się szczęśliwą nowiną, może liczyć na jeszcze większe zainteresowanie, co oczywiście umiejętnie wykorzystuje.
Zobacz: Wersow eksponuje nagi CIĄŻOWY BRZUSZEK, chwaląc się efektami zmysłowej sesji zdjęciowej (FOTO)
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Była asystentka Wersow udzieliła wywiadu. Po zakończeniu współpracy z youtuberką musiała zmierzyć się z ogromnym hejtem
Choć aktualnie Wersow jawi się jako świadoma przyszła mama-celebrytka, prawdą jest, że ma na swoim koncie sporo dram. Jakiś czas temu w internecie huczało na temat ukradzionego przez nią logo czy reklamowania przez nią scamu. Teraz zdaje się, że przyszedł czas na kolejną aferę, bowiem zabrać głos zdecydowała się jej była asystentka, Monika Muratova.
Panie zakończyły współpracę już jakiś czas temu i wówczas Sowa dała do zrozumienia, że musiały się pożegnać, ponieważ zawiodła się na niej. Dodatkowo pozwoliła sobie ponoć na publiczne stwierdzenie, że Muratova jest "najmniej lubianą przez nią influencerką w polskim internecie". Teraz eksasystentka youtuberki, której instagramowy profil obserwuje ponad pół miliona osób, w końcu przerwała milczenie. Monika udzieliła wywiadu kanałowi Anywhere Platforma Medialna. Kobieta wyznała, że choć miała doświadczenie z hejtem, to na to, co stało się po zakończeniu współpracy z czołową polską instagramerką, nie była przygotowana.
Zaczynałam jako dziecko, miałam 14 lat. Miałam ogromny hejt wśród rówieśników, później w internecie też się zaczął, na jakichś grupkach facebookowych, więc jakby ja dorastałam w hejcie - wspomina. Nie było go dużo tak jak wtedy, na przestrzeni lat, od odejścia z pracy u Weroniki. Ale wydaje mi się, że mogłoby być gorzej, gdyby nie ta moja przeszłość. Ja np. miałam wysuniętą szczękę, krzywe zęby i w ogóle jak patrzę na moje stare materiały, to troszeczkę rozumiem... Znaczy się, nigdy nie byłam kontrowersyjna i nie robiłam głupot, ale myślałam, że już to wiem i to przerobiłam, i nagle był ten ogromny boom hejtu, który odbił się na mnie nie tylko ze względu na komentarze, ale poczucie takiej niesprawiedliwości, bo wszystko, co mi się zarzuca, jest nieprawdą. Wiele rzeczy nie miało miejsca... - stwierdza.
Monika Muratova bała się zabierać głos na temat współpracy z Wersow. Teraz ujawnia, że ukochana Friza... oszukiwała fanów
W dalszej części Muratova przyznaje, że milczała ze strachu, ponieważ była świadoma siły, jaką mają w internecie zarówno Wersow, jak i Friz.
Ja nie miałam przestrzeni, żeby odpowiedzieć. Wiązało się to z wieloma rzeczami. Może dobrze... Myślałam, że wiąże mnie wiele rzeczy i nie mogę się wypowiedzieć. Wyszło trochę inaczej, ale minęło na tyle dużo czasu, że nie wyobrażam sobie siebie w pozycji, jak niektórzy influencerzy robią, że siadają na kanapie, wielki tytuł, żeby tylko były wyświetlenia... Mogłabym to zrobić, ale wydaje mi się, że bardzo dobrze, że miałam tę barierę. Troszeczkę inaczej ludzie mi mówili wokół, więc ich się słuchałam, bo byłam w emocjach i mówię: "Dobra, czyli nie mogę nic mówić, siedzę i niech we mnie rzucają tymi pomidorami, i niech ścieka". No nie. Ogromnie na mojej psychice się to odbiło, ale w tym momencie wydaje mi się, że to było potrzebne. Wiem, że nie ma czegoś takiego, że jakaś zemsta, rewanż, nawrzucanie komuś miałoby pomóc. Jeżeli ktoś powiedział trzy zdania o mnie i cała rzesza ludzi w to uwierzyła, to w jaki sposób ja, nie robiąc nic... - ubolewa (nieco bełkotliwie), następnie ujawniając, że Sowa nie zawsze miała być z obserwatorami szczera:
Ludzie nie mieli podstawy w to wierzyć, tylko słowa osoby, która wielokrotnie własnych widzów też okłamywała. A ludzie jednak, jeśli chodzi o zdanie na mój temat, w to uwierzyli bez żadnej podstawy, bo nie było żadnej podstawy. Ludzie mnie bardzo lubili, za co byłam ogromnie wdzięczna, serce mi zawsze tak płonęło, że mówiłam: "Kurczę, dlaczego? Przecież ja nic nie robię!" - wspomina, jak dzięki pracy u Weroniki stopniowo zyskiwała własne grono fanów i odnosi się do pary youtuberów:
Oni są fantastycznymi ludźmi, przyciągają, mają charyzmę. Ja byłam szarą myszką, bo wtedy byłam jeszcze większą, a ludzie mnie tak zauważyli. Ja nie dostawałam wtedy żadnego hejtu. Czytałam komentarze o sobie i rzadko spotykałam się z tym, by było coś negatywnego. Starczyły trzy zdania bez żadnej podstawy i ludzie w to uwierzyli. Ja tak sobie pomyślałam, że w jaki sposób mieliby mi uwierzyć, gdybym zrobiła jakiś odwet. Myślę, że gorzej zrobiłabym tylko sobie, więc chyba dobrze. Miało tak być, że to wszystko przemilczałam. (...) Oni mają już taką rzeszę fanów, która wierzy we wszystko, że ja zrozumiałam, że jestem już stracona - żali się Monika.
Fani Wersow stają w jej obronie
Choć Muratova mogła liczyć na słowa wsparcia, znaczna większość internautów nadal staje w obronie jej byłej pracodawczyni.
Mówi, że nie zrobiłaby tego, co właśnie robi i mówi; Nic nie zrozumiałam; Ale nie wiem, o czym ona mówi; Dziwi się, że był na nią hejt, a wykorzystała Wersow, aby stać się "sławną"; Totalnie nic nie wyjaśniła; Ależ atencjuszka. Weronika powiedziała tylko tyle, że się na niej zawiodła, a ta zaczyna wyciągać brudy. Żałosne i niedojrzałe zachowanie - czytamy w komentarzach.
Myślicie, że Wersow odniesie się do zarzutów o "wielokrotne oszukiwanie fanów"?