Kamil Białaszek to raper z Raszyna promujący się pod pseudonimem Koza. Jak sam tłumaczy, podczas wycieczki do zoo w podstawówce pocałował kozę za 20 złotych i od tamtej pory tak na niego wołano. Choć na Instagramie ma zaledwie 15 tysięcy followersów, na YouTube jego klipy mają kilkumilionową widownię.
Aktualnie Kamil ma szansę zaistnieć w świadomości nie tylko fanów rapu, bowiem wygląda na to, że stał się bohaterem skandalu. Jego była dziewczyna oskarża go o przemoc.
Nadia opublikowała na InstaStories szereg wiadomości.
Chciałam was poinformować, że wasz ulubiony raper feminista, (którego udostępniały Dziewuchy i lubi się mądrzyć w wywiadach o feminizmie) wykorzystuje po pijaku, bo "swojej dziewczyny nie trzeba pytać o zgodę", zdradza i obściskuje naćpany 16-latki na koncertach. (...) Jeśli chcecie wierzyć w jego feministyczne poglądy albo jakąś lewicowość i ufacie, że ktoś, kto rapuje o "szmatach wiszących na f***ie", ma szacunek do kobiet (...), to jesteście naiwni. (...) To osoba, która próbuje wpychać ci brudne paluchy, kiedy ty nie chcesz - pisze.
Nadia przyznała, że nie jest już z Kamilem, ale musiała o tym opowiedzieć, bo chce ostrzec inne dziewczyny przed Kozą.
Tak, chodzi o mojego byłego już chłopaka. Nigdy nie myślałam, że będę musiała pisać coś takiego, ale krzywda, bezsilność, wykorzystanie psychiczne i fizyczne, które mnie spotkały przez 11 miesięcy tej znajomości, są dla mnie już nie do uniesienia i nikt mi tego nie odda. Może przynajmniej ktoś zwróci na to uwagę. Chciałabym, żeby to wybrzmiało - Kamil Koza to osoba, która molestuje i wykorzystuje. (...) nie chcę, żeby taka osoba nadal była postrzegana jako godna zaufania, a co dopiero jako feminista.
Dziewczyna zaznacza, że nie pisze tego z zemsty.
To nie jest zemsta czy jakaś osobista wojna. Kamil wie, co zrobił (...) Mam nadzieję, że nikogo już nie dotknie i nie skrzywdzi.
Na dowód Nadia pokazała screeny z prywatnych rozmów z Kozą. Podziękowała też za wsparcie.
Kocham was, dziewczyny. (...) Nie jesteśmy nigdy same, j***ć papierowych feministów, dziękuję - napisała.
Co ciekawe, Koza niczego się nie wyparł, a wręcz przeciwnie.
Przyznaję się do wszystkich zarzutów, przy czym zostawiam w rękach Nadii decyzję o tym, żeby powiedzieć wam, czego dokładnie dotyczą. Nie będę odpowiadał na żadne dalsze pytania - napisał na swoim InstaStories.
Po chwili zamieścił jednak kolejne oświadczenie.
Pijany w tramwaju próbowałem ją dotykać, skończyłem w momencie, kiedy się przesiadła. Myślałem wtedy, że odmawia dla zabawy. Jestem złą i manipulatywną osobą. Zamierzam zawiesić swoją działalność i pójść na terapię. Nie jestem gwałcicielem - przekonuje.
Myślicie, że sprawa będzie miała ciąg dalszy?