Śmierć córki Whitney Houston, Bobbi Kristiny Brown, wstrząsnęła swego czasu światowymi mediami. Na niedługo przed trzecią rocznicą śmierci znanej matki dziewczyna została znaleziona nieprzytomna w wannie, a przez kolejne sześć miesięcy pozostawała w stanie śpiączki. Dużą rolę w całej tragedii odegrał chłopak 22-latki Nick Gordon, który w kolejnych latach raczej nie mógł liczyć na dobrą prasę.
Udział Gordona w śmierci Bobbi Kristiny przez długi czas musiał wyjaśniać sąd. Mężczyzna zaprzeczał jakoby upozorował samobójstwo "żony" i bronił się mówiąc, że sama jest sobie winna. Pomimo tych zapewnień, w postępowaniu sądowym w październiku 2015 roku Nick został uznany odpowiedzialnym za śmierć Bobbi Kristiny, a w ramach zadośćuczynienia sąd nakazał mu zapłatę 36 milionów dolarów.
Przypomnijmy: Mąż Bobbi Kristiny: "Sama sprowadziła na siebie śmierć"
Od tego czasu Nick Gordon dla własnego dobra zniknął z mediów. Choć wiele osób wierzyło w to, że mężczyzna ułoży sobie teraz życie i w końcu wyjdzie na prostą, to niestety wygląda na to, że byli w błędzie. Jak donosi portal Daily Mail, były narzeczony Bobbi Kristiny Brown zmarł w Nowy Rok w wieku 30 lat. Powodem śmierci mężczyzny było prawdopodobne przedawkowanie narkotyków, które było z kolei efektem intensywnego świętowania w Sylwestra.
Zgodnie z doniesieniami portalu, w pewnym momencie Gordon doznał ataku serca i został przyjęty na oddział intensywnej terapii w szpitalu na Florydzie. Tam też wkrótce zmarł, o czym poinformowano rodzinę i bliskich. Do sprawy odniósł się m.in. brat Nicka Gordona, Junior Walker, który wspomina go we wpisach na Facebooku.
"Boże, dlaczego musiałem stracić brata w Nowy Rok... Pozostało mi jedynie płakać" - napisał brat Nicka Gordona w mediach społecznościowych.
Walker przyznał też w jednym z wpisów, że trwał u boku brata do samego końca.
"Kocham Cię i mam nadzieję, że słyszałeś jak do Ciebie mówiłem przy szpitalnym łóżku. Wciąż jesteś ze mną i czuję to. Opiekuj się z góry mną i swoimi siostrzenicami".
Rodzina Bobbi Kristiny póki co nie zdecydowała się na komentarz w tej sprawie.