Resztę swojego życia J.K. Rowling mogłaby spędzić wyłącznie na odcinaniu kuponów z książek o przygodach Harry'ego Pottera, które uczyniły ją jedną z najzamożniejszych kobiet na świecie. Pisarka nadal często udziela się jednak w publicznych dyskusjach, czym nierzadko naraża się na gniew wyczulonych na jakąkolwiek krytykę internautów.
Na przestrzeni ostatnich dni głośno zrobiło się na temat mało delikatnej, jak na zachodnie standardy, wypowiedzi, w których wykpiła zwrot "osoby menstruujące", mający obejmować nie tylko kobiety, ale też transseksualnych mężczyzn. Fala krytyki, która się na nią wylała, była na tyle znacząca, że J.K. Rowling zdecydowała się ostatecznie popełnić esej, w którym wyszczególniła zagrożenia płynące jej zdaniem z umożliwiania dzieciom poddania się operacji korekty płci.
Według Rowling niektórzy młodzi ludzie poddawani są "straszliwej presji", aby przeprowadzić operację korekty płci. Pisarka stwierdziła, że może sama postanowiłaby kiedyś zmienić płeć, aby zapewnić swojemu ojcu syna, którego tak bardzo chciał.
Przypomnijmy: Daniel Radcliffe zabiera głos po oskarżeniach J.K. Rowling o transfobię: "Transpłciowe kobiety SĄ KOBIETAMI"
Jednocześnie Rowling starała się zaznaczyć, że rozumie rzekomo cierpienie, z którym muszą zmagać się osoby transseksualne. Na dowód tego wspomniała o swoim pierwszym małżeństwie z Jorgem Arantesem. Jej były mąż miał stosować wobec niej przemoc.
Ucieczka z mojego pierwszego, brutalnego małżeństwa nie była łatwa - czytamy w eseju Rowling.
Portugalski dziennikarz telewizyjny postanowił zareagować na słowa byłej małżonki. W rozmowie z portalem Daily Mail ojciec najstarszej córki pisarki przyznał, że, co prawda, zdarzyło mu się uderzyć ją w twarz, ale przemocą domową by tego nie nazwał...
Nie było w naszym domu ani przemocy, ani molestowania. Uderzyłem ją w twarz, ale jej nie maltretowałem. Nie było żadnej ciągłej przemocy. Nie jest mi przykro, że ją spoliczkowałem. Nie wiem dokładnie, co o mnie powiedziała, ale nie mam nic więcej do dodania - rzucił zdawkowo w rozmowie z tabloidem.
Czyżby Portugalczycy znali nieco inną definicję przemocy domowej od Brytyjczyków?