Nieco ponad rok temu raczej mało komu znana Caroline Derpienski wkroczyła z impetem do świata rodzimego show-biznesu. Przez pierwsze miesiące medialnej aktywności Białostoczanka narobiła sporo zamieszania, udzielając osobliwych wywiadów, rozkręcając kolejne internetowe dramy i rozprawiając na temat bajecznego życia w Stanach Zjednoczonych u boku sporo starszego i majętnego partnera.
ZOBACZ: Caroline Derpienski bryluje na pokazie własnej kolekcji strojów kąpielowych w Nowym Jorku (ZDJĘCIA)
Kilka miesięcy temu 22-latka nieco znacznie ograniczyła swoją medialną aktywność. W końcu nadszedł jednak czas powrotu kontrowersyjnej celebrytki. Po dość długiej przerwie Caroline pojawiła się w Warszawie i znalazła czas, aby porozmawiać z reporterką Pudelka. Simona Stolicka zapytała mieszkankę Miami m.in. o to, ile wiadomości od mężczyzn znajduje się w jej instagramowej skrzynce.
Powiem szczerze, że zero, ze względu na to, że po prostu faceci się mnie boją, ponieważ jestem bardzo droga w utrzymaniu. Czasami mój partner mówi do kolegi: "Weź sobie ją, tylko że jej potrzeby kosztują minimum 100 tysięcy dolarów na miesiąc" - wyjawiła.
Caroline Derpienski zbyła Sebastiana Fabijańskiego. Oto, co jej proponował
Reporterka Pudelka przypomniała celebrytce, że jesienią ubiegłego roku mówiła o rzekomych zalotach ze strony Sebastiana Fabijańskiego. Caroline zdradziła nam, jakie propozycje składał jej aktor.
Sebastianowi chodziło bardziej o to, żebym ja z nim śpiewała albo była modelką w jego teledysku. Ja wtedy nie byłam zainteresowana karierą muzyczną i też nie chciałam się z nim spotkać, chociaż proponował "ustawki" z paparazzi. Mam screeny, ale nie pokażę nikomu - zażartowała. Ja się nie gniewam, bo wiem, że mu bardzo zależy na sławie. To generuje w Polsce pieniądze, on potrafi to monetyzować, ale ja nie mam parcia na sławę i pieniądze w Polsce. Powygłupiam się, ale to nie jest mój klimat i nie doszło do tego spotkania - przyznała Caroline Derpienski.
Skontaktowaliśmy się z Sebastianem Fabijańskim, aby potwierdzić słowa celebrytki. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.