Urokowi Mastroianniego ulegali wszyscy, którzy się z nim spotkali. Bezpośredni, czarujący, jakby zakłopotany własną popularnością, miał poczucie humoru i chętnie żartował, także z siebie. Zero kaprysów. Na planie u najsłynniejszych reżyserów ustawiał się w pozycji członka ekipy, a nie gwiazdora odseparowanego od "pospólstwa" we własnej garderobie lub przyczepie. Z krawcowymi czy charakteryzatorkami gawędził jak z dobrymi znajomymi. Elektryków, oświetleniowców czy operatorów często zapraszał na fundowane przez siebie obiady. Męczyły go tłumy fanów (a zwłaszcza fanek), ale nie okazywał zniecierpliwienia.
Nigdy nie zapomniał dzieciństwa, które przeżył w Fontana Liri (miasteczku oddalonym niespełna 100 km od Rzymu, na przedgórzu Apeninów) i w samym Rzymie. Gdy ojca Ottorino zwolniono z pracy za odmowę wstąpienia do partii faszystowskiej, rodzina często biedowała. W 1943 r. 19-letni Marcello został wcielony do brygad pracy i wysłany do Tyrolu. Bał się, że to wstęp do deportacji na roboty do Niemiec, zbiegł więc i aż do wyzwolenia północnych Włoch ukrywał się w Wenecji.
W szkole średniej zdobył fach geodety, a po wojnie, pracując w magistracie, podjął studia ekonomiczne. Na uczelni działał teatr amatorski, w którym Marcella zauważył Luchino Visconti. Dziesięcioletnia współpraca z wybitnym reżyserem była dla Mastroianniego najlepszą szkołą aktorską. Na scenie wyróżniał się oszczędnym, filmowym stylem gry, odbiegającym od tradycyjnej włoskiej nadmiernej ekspresji. Visconti uznał, że Marcella czeka wielka filmowa kariera.
Operatorzy, którzy pracowali z Mastroiannim, mówili, że nie tylko był bardzo przystojny, ale też w każdym ujęciu wyglądał znakomicie - kamera go kochała. On sam nie był tego taki pewien.
Nie lubił swojego wyglądu - wspominała córka. - Uważał, że nogi ma za chude w stosunku do reszty ciała. Nie lubił swojego nosa. Usta wydawały mu się zbyt wydatne. Żartował z siebie, ale twierdził, że skoro podoba się jakimś widzom, to może dla nich grać".
W latach 50. grał sporo w lepszych i gorszych filmach. Przełom i awans do światowej ekstraklasy nastąpił w 1960 r. za sprawą "Słodkiego życia". Scena kąpieli Mastroianniego i szwedzkiej piękności Anity Ekberg w fontannie Trevi weszła do kanonu obrazów światowego kina. Mastroianniego zaczęto zasypywać propozycjami z całej Europy i Ameryki. Do Hollywood nie miał przekonania. Kiedyś na szczególnie natarczywe prośby odpowiedział, że mógłby ewentualnie zagrać w westernie szeryfa, ale głuchoniemego, bo nigdy nie pozbędzie się w angielskim swego włoskiego akcentu. Myślał, że to zakończy negocjacje. A jednak i taki scenariusz dostał...
W 1970 r. na kolacji u Romana Polańskiego poznał Catherine Deneuve. On miał 46 lat i był gwiazdorem. 27-letnia Francuzka jeszcze wspinała się na szczyt. Niedługo potem zagrali w dramacie "To zdarza się tylko innym", o małżeństwie rozpaczającym po śmierci dziecka. Sceny były trudne, obciążające psychicznie, spędzali ze sobą całe dni.
Nasz romans wybuchł z dnia na dzień. Marcello wprowadził się do mnie - wspominała aktorka.
Byliśmy doskonale szczęśliwi - dodawał Mastroianni. Każdy dzień z Catherine to jak wygrana na loterii. Ona jest i zabawna, i piękna. Nie można się z nią nudzić.
Deneuve miała już za sobą dwa związki, z Rogerem Vadimem i angielskim fotografikiem Davidem Baileyem. Doskonale wiedziała, że Mastroianni od 21 lat jest żonaty z Florą Carabellą, poznaną jeszcze w teatrze Viscontiego. I do tej pory jego liczne romanse nie zdołały rozbić tego małżeństwa. Gdy wyjeżdżał kręcić filmy za granicę, zwykł dzwonić do Flory trzy razy dziennie. Mieli córkę Barbarę. W ich związku nie było już żaru namiętności, ale czułość i troskliwość z jego strony, a przywiązanie i tolerancja - ze strony żony. Nie zbuntowała się nawet wtedy, gdy Catherine zaszła w ciążę (o czym zresztą sam mąż ją powiadomił telefonicznie). Francuzka zaś z jednej strony deklarowała, że nie potrzebuje zaświadczenia z merostwa, by żyć z ukochanym mężczyzną, z drugiej jednak liczyła na to, że Marcello się rozwiedzie. Mówiła mu, że mogą zacząć razem nowy etap życia. Ale on nie podejmował żadnej decyzji.
Obie są mi bliskie. Nie potrafię wyobrazić sobie dnia, w którym jednej z nich zabraknie w moim życiu - przyznawał.
Nie chciał zranić ani Flory, ani Catherine. Mój stosunek do kobiet jest taki, jak większości mężczyzn, zwłaszcza moich rodaków. Wiem, że to bywa nie w porządku, ale wyrosłem w takiej tradycji - dodawał.
Na świecie była już Chiara, córka kochanków, urodzona w maju 1972 r., gdy Catherine zrozumiała, że Marcello nigdy się z nią nie ożeni.
Między nami koniec - oświadczyła mu krótko.
Przyjął to fatalnie.
Po zerwaniu przyjechał do mnie - wspominał reżyser Marco Ferreri. – Zaprosiłem go na jacht. Zerwał się sztorm. A on krzyczał, że chce umrzeć. Bałem się, że nas potopi.
Deneuve natomiast wpadła w depresję. Po latach przyznała, że spośród wszystkich mężczyzn, z którymi była związana, tylko Mastroianni był tym, u którego boku chciała spędzić całe życie.
Rozpadł mi się cały świat - mówiła i dodawała, że wszystkie związki ją rozczarowały.
Gdy jednak opadły emocje, wspólnie wychowywali Chiarę.
Uwielbiamy nasze dziecko i choćby dlatego pozostaniemy blisko - twierdzili.
Gdy w 1996 r. Mastroianni zachorował na raka, obie z Chiarą były przy nim. W grudniu 1996 r. gwiazdora opłakiwały całe Włochy. Rzeźby fontanny Trevi spowito kirem. A w pogrzebie zgodnie wzięły udział cztery najważniejsze dla Mastroianniego kobiety: żona, kochanka i dwie córki.