W środę ujawniliśmy kulisy budowania przez Ewę Chodakowską tak zwanej "farmy ambasadorek", które w zamian za "uśmiech, serduszko czy udostępnienie postu na Instagramie" promowały działalność i produkty trenerki.
Jak twierdzą zaangażowane do "chodagangu" dziewczyny, wszelkie przejawy braku posłuszeństwa Ewa karała blokowaniem. W prywatnych wiadomościach straszyła je prawnikami, wysyłała na psychoterapię czy nazywała tchórzami.
Ambasadorki, które opowiedziały nam swoje historie i upubliczniły korespondencję z Chodakowską, wyznały, że początkowo czuły się wyróżnione tym, że zostały "wybrane" i już sam fakt, że mogły w opisie na Instagramie umieścić hasło "Ambasadorka Ewy Chodakowskiej", był dla nich zaszczytem. Wkrótce jednak poczuły się zniewolone. Ewa nie tolerowała "wykroczeń", takich jak zjedzenie batonika konkurencyjnej marki, oznaczanie w postach innej trenerki czy mieszanie hasztagów. Za tego rodzaju "przewinienia" wymuszała przeprosiny i "banowała". Dziewczyny słyszały, że są niewdzięczne i "wbijają jej nóż w serce".
W tym wszystkim istotne jest, że o tym, czego nie wolno było robić, ambasadorki dowiadywały się po fakcie, bo - jak mówią - zasady współpracy od początku były niejasne. Dziewczyny poczuły się wykorzystane i dziś uważają, że pełniły rolę "darmowych słupów reklamowych", a niektóre wprost mówią, że czują się oszukane.
Ostatecznie Chodakowska po cichu zamknęła projekt, twierdząc, że "dziewczyny zaczęły ze sobą rywalizować". Stwierdziła też, że nie będzie komentować sprawy, bo "po co zawracać głowę prawie dwumilionowej społeczności aferką 20 osób", a poza tym "ta akacja nie była dla niej".
Po naszym artykule Chodakowskiej trochę zajęło wymyślenie odpowiedniej reakcji. Zdaje się, że nauczona doświadczeniem po niedawnej aferze z prowadzeniem kont na portalach społecznościowych, tym razem wolała nie zamieszczać emocjonalnych filmików, które postawiłyby ją w jeszcze gorszym świetle. Odczekała jakiś czas i opublikowała nagranie, w którym wygłasza długie przemówienie.
Na początku jak zwykle wita się z "wyznawczyniami", zwracając się na "ty", jakby mówiła do konkretnej osoby: "Cześć, kochana!". Następnie chwali się, że budowała swój sukces "jeszcze mieszkając w Atenach" i wspomina, jak kobiety same prosiły ją, aby wydała płytę z treningami i wróciła do Polski. Jednocześnie trenerka podkreśla, że w tym czasie zdarzało jej się nie spać, bo tak była poświęcona pracy.
Chodakowska obiecuje, że osoba, która skorzysta wyłącznie z jej treningów i diet, "urośnie w siłę fizyczną, mentalną i zmieni się całe jej życie".
Staniesz się zupełnie nowym człowiekiem i gdzieś po drodze przypomnisz sobie, że wszystko zaczęło się od maty - mówi na nagraniu trenerka.
Ewa zaznacza, że osoby, które dzięki niej przeszły metamorfozę, mogą liczyć na zaistnienie na "ścianie jej profilu na Insta i na Facebooku", dzięki czemu zyskają zainteresowanie, a "setki tysięcy osób będą im gratulować sukcesu". Dodaje jednak, że poza tym nie może zaoferować nic więcej, bo fanek jest za dużo, aby "indywidualnie poświęcać im uwagę".
Jeśli oczekujesz ode mnie więcej, to się rozczarujesz - wyjaśnia.
Następnie sugeruje, że ambasadorki zbyt wiele od niej oczekiwały, choć one same podkreślają w rozmowie z nami, że nie miały żadnych oczekiwań.
Zauważ jedną rzecz, dziennie kupujesz różne produkty dostępne na rynku, zaczynając od tych, które ci służą, tobie, twojemu zdrowiu, kończąc na tych, które je niszczą. Te, z których jesteś zadowolona, polecasz dalej. Czy oczekujesz od producentów danego produktu czegoś w zamian? Hmm, kotek, dziennie moje produkty poleca w sieci tysiące zadowolonych osób. Ja nie płacę tym osobom. Te osoby nie dostają za to jakichś zniżek, darmowych koszulek. Jedyne, co mogę zrobić, to udostępnić efekty tych osób, ich historie na moim profilu, przedstawiające je tym samym prawie dwumilionowej społeczności. To wszystko, co mogę zrobić - mówi.
Chodakowska sugeruje też, że dziewczyny próbowały się "wybić na jej plecach".
Czego natomiast nie zrobię, to nie będę promować osób, które podpisują się moim nazwiskiem tylko i wyłącznie w celu zaistnienia na mojej tablicy w ramach promocji swojego profilu. Nie będę reklamować osób, które korzystają z rozwiązań, z którymi nie chcę być kojarzona. Ja nie uznaję dróg na skróty. Po żadnych plecach nigdy się nie wspinałam i takich praktyk nie będę tolerować - grzmi.
Przekonuje Was jej tłumaczenie?