Od kilku dni zagraniczne media żyją procesem z udziałem Gwyneth Paltrow. Przypomnijmy, że niejaki doktor Terry Sanderson pozwał aktorkę za spowodowanie wypadku narciarskiego, do którego doszło w 2016 roku w Deer Valley w stanie Utah. Mężczyzna twierdzi, iż gwiazda na stoku miała wjechać w niego z dużą prędkością, powodując poważne obrażenia, po czym ulotnić się z miejsca zdarzenia. Oskarża też ośrodek narciarski, utrzymując, iż będący świadkiem zdarzenia instruktor nie wezwał pomocy, a kurort miał wyciszać sprawę.
Początkowo mężczyzna domagał się od aktorki 3 milionów dolarów odszkodowania, sąd obniżył jednak tę kwotę do 300 tysięcy. Gwyneth Paltrow we własnym pozwie żąda zaś od Sandersona symbolicznego jednego dolara oraz zwrotu kosztów procesu. Aktorka, która nie przyznaje się do winy, pierwotnie zarzucała mężczyźnie próbę wyłudzenia od niej pieniędzy. Ostatnio zmieniła jednak linię obrony, sugerując, że kolizja była próbą napaści seksualnej.
Ciąg dalszy procesu Gwyneth Paltrow. Świadek tuszował winę aktorki?
W poniedziałek przed sądem w Parki City w Utah stanął Eric Christiansen - instruktor, który w dzień wspomnianego wypadku uczył jazdy na nartach syna Paltrow, Mosesa. Choć mężczyzna nie widział dokładnego momentu kolizji aktorki i optometrysty, był świadkiem okoliczności ją poprzedzających i jedną z pierwszych osób, które zareagowały na zdarzenie. Według relacji Daily Mail Christiansen usłyszał wypadek, a następnie popędził w kierunku Paltrow i Sandersona. Na miejscu instruktor zastał aktorkę leżącą na mężczyźnie. Jak zeznał, gdy zjawił się na miejscu, uczestnicy wypadku byli przytomni, a Sanderson miał powiedzieć mu, że aktorka "po prostu się przed nim pojawiła". Stwierdził też, iż słyszał, jak mężczyzna przeprasza gwiazdę.
Po zdarzeniu instruktor sporządził raport, w którym wskazał Sandersona jako winnego wypadkowi. Jak stwierdził, Paltrow nie widziała mężczyzny, gdyż ten zajechał ją od tyłu. Na sali sądowej Christiansen stanowczo zaprzeczył sugestii, jakoby w dokumencie miał przedstawić nieprawdziwą wersję zdarzeń, tym samym tuszując winę Paltrow, gdyż ta wręczyła mu "spory napiwek".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Instruktor narciarski zeznawał w procesie Gwyneth Paltrow
Jak relacjonował Independent, gdy adwokat Paltrow zapytał świadka, czy dopuścił się sfałszowania raportu dotyczącego wypadku, ten odparł stanowczo: "To niedorzeczne". Dodał również, że gdyby wiedział, iż incydent zakończy pozwem, sporządziłby znacznie bardziej szczegółowy raport. Podczas zeznań instruktor zaprzeczył też oskarżeniom, jakoby po wypadku miał krzyczeć na poszkodowanego Sandersona i obwiniać go za całe zajście.
Deer Valley traktuje swoich gości bardzo poważnie, a jeśli instruktor wdaje się w konfrontację z klientem, nie wytrwa tam długo. Jestem uprzejmy dla każdego i byłem uprzejmy dla pana Sandersona - zapewnił.
Według Independent prawnik Paltrow na sali miał kilkukrotnie dopytywać świadka, czy kiedykolwiek zdarzyło mu się podnieść głos na stoku. W pewnym momencie Christiansen stracił cierpliwość: "To robi się nieco głupie, nie wydaje się panu?".
Instruktor odniósł się również do zarzutu, jakoby miał nie udzielić pomocy poszkodowanego Sandersonowi. Według Daily Mail, mężczyzna zapewnił, że po wypadku zapytał optometrystę o jego samopoczucie, zdjął mu narty, a następnie pomógł wstać. Na sali sądowej Christiansen zaprzeczył także, iż w dzień wypadku Gwyneth Paltrow na stoku miała zachowywać się "lekkomyślnie i niebezpiecznie".
Śledzicie proces Gwyneth Paltrow?