Barbara Chrzczonowicz urodziła się w 1951 roku w Łodzi. Jej ojciec Stanisław był dziekanem Wydziału Chemicznego na Politechnice Łódzkiej oraz cenionym autorytetem w dziedzinie polimerów. Matka pracowała zaś jako farmaceutka. Chrzczonowiczowie nie posiadali więcej dzieci. Gdy Barbara miała 16 lat, jej życie wywróciło się do góry nogami. Najpierw umarł bowiem jej ojciec, a kilka miesięcy później mama.
Po stracie rodziców dziewczyna nie załamała się i radziła sobie dobrze. Była bardzo dojrzała i samodzielna jak na swój wiek. Miała także ambitne plany na przyszłość. Świetnie się uczyła, a do tego była powszechnie lubiana w liceum i na studiach. Był to okres pierwszych sympatii i młodzieńczych relacji damsko-męskich.
Pierwszy poważny związek Barbary
Barbara studiowała dwa kierunki – filologię rosyjską i angielską. Po ukończeniu edukacji młoda kobieta znalazła pracę w łódzkiej telewizji. Szybko zyskała przychylność widzów oraz współpracowników. Po wybuchu stanu wojennego została natomiast zwolniona z powodów politycznych. Zapisała się bowiem do "Solidarności".
U progu dorosłości Barbara poznała Mariana Fajbusiewicza, który szybko wpadł jej w oko. Chrzczonowicz nie podobało się jednak imię swojego wybranka. Marian zaproponował więc, by dziewczyna wymyśliła mu nowe. Barbara zaczęła nazywać go Michałem. Zostali parą i spotykali się przez dwa lata. Rozstali się ze względu na to, że Fajbusiewicz trafił do wojska. Mężczyzna zachował jednak nadane mu imię, którego używa do dziś.
Małżeństwo Barbary i Marka
Równie burzliwe co kariera zawodowa okazało się też życie uczuciowe Chrzczonowicz. Po związku z Michałem Fajbusiewiczem kobieta zaczęła się spotykać z innym mężczyzną, Markiem. Zaledwie po dwóch miesiącach znajomości Barbara zdecydowała się wyjść za mąż za nowego partnera. Decyzja ta wydawała się wielu znajomym dziennikarki pochopna. Potwierdzały to również liczne kłótnie między małżonkami.
Główną przyczyną konfliktów był podobno pies Barbary. Kobieta kochała swojego czworonoga i była do niego bardzo przywiązana. Marek natomiast nie podzielał tej pasji. Mężczyzna najchętniej pozbyłby się psa z ich wspólnego mieszkania, choć jego żona nigdy by się na to nie zgodziła.
Zaginięcie łódzkiej dziennikarki
16 grudnia 1986 roku miała miejsce kolejna awantura małżonków. W ciągu kolejnych dni nikt nie widział Barbary. Jej mąż twierdził, że kobieta wyjechała do koleżanki, która mieszkała w Warszawie. Chrzczonowicz nie kontaktowała się jednak telefonicznie z nikim. Nie pojawiła się również na korepetycjach, jakich udzielała jednemu z sąsiadów. Było to zachowanie zupełnie niepodobne do sumiennej i obowiązkowej kobiety.
Marek nie wydawał się szczególnie przejęty przedłużającą się nieobecnością żony. Jej zaginięcie zgłosił dopiero po kilku miesiącach. W złym świetle stawiały mężczyznę także zeznania sąsiadów. W nocy po ostatniej kłótni Marek był widziany jak prowadził samochód, który należał do dziennikarki. Wydawało się to dziwne, ponieważ nigdy nie jeździł tym pojazdem, co więcej nie miał nawet prawa jazdy.
Czy Marek zabił swoją żonę?
Mężczyzna przyznał policjantom, że faktycznie wybrał się na przejażdżkę po paliwo, które było wówczas na kartki. W wyjaśnienia te nie wierzyli bliscy Barbary. Marek był ostatnią osobą, która widziała zaginioną. Łatwo było sobie wyobrazić scenariusz, że podczas kolejnej awantury zdenerwowany mężczyzna zabił swoją żonę, a potem wywiózł jej ciało samochodem i zakopał w jakimś ustronnym miejscu. Należało jednak udowodnić, że tak to rzeczywiście wyglądało.
Policjanci sprawdzili mieszkanie małżonków, choć zrobili to po kolejnych kilku miesiącach. W środku panował wielki bałagan, ale nie znaleziono dowodów wskazujących, że mogło tam dojść do zbrodni. Rzekomo przeprowadzono badanie luminolem, który pokazuje ślady krwi, nawet jeśli miejsce zdarzenia dokładnie wysprzątano. Śledztwo utknęło więc w martwym punkcie.
Działania Michała Fajbusiewicza, by odnaleźć dawną ukochaną
Prawdę na temat losów Barbary Chrzczonowicz chciał poznać Michał Fajbusiewicz. Znany i lubiany dziennikarz kryminalny przy okazji przygotowywania odcinka o sprawie zniknięcia kobiety chciał porozmawiać z jej mężem. Ten jednak nie wpuścił ekipy telewizyjnej do mieszkania. Krótko po tym miał wyjechać za granicę. Mieszkał podobno w USA i Meksyku, gdzie zmarł w nieustalonych okolicznościach.
Niestety do dziś nie udało się ustalić, co dokładnie spotkało Barbarę. Najbardziej prawdopodobne wydaje się to, że zginęła z ręki swojego męża. Wskazywać na to mógłby fakt, że Marek był już wcześniej karany. Gdy miał zaledwie 15 lat, zabił swojego ojca. W więzieniu spędził jednak tylko kilka lat. O tym zdarzeniu Barbara prawdopodobnie nie wiedziała.