Na kartach historii polskiej kryminalistyki zapisało się niestety wiele nierozwiązanych przypadków zaginięć. Niektóre z nich do dziś elektryzują Polaków, tak jak np. sprawa Ewy Tylman czy Iwony Wieczorek. Rzadko, a właściwie praktycznie wcale nie zdarza się natomiast, by jednocześnie, w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła cała rodzina. Takie zdarzenie miało miejsce w 2003 roku.
Życie jak z bajce. Bogactwo, willa i rodzina
44-letnia Bożena i 42-letni Krzysztof oraz dwójka ich dzieci: 16-letnia Małgorzata i 12-letni Jakub mieszkali w pięknej willi w Starowej Woli. Do urokliwej wioski, gdzie życie płynęło niespiesznie, przeprowadzili się z gwarnej Łodzi. Swój kąt w dużym domu miała także 66-letnia Danuta, mama 42-latka.
Bogdańscy byli dobrze znani w okolicy, uchodzili za zamożnych i szczęśliwych. Krzysztof, główny żywiciel rodziny, prowadził małą, prywatną firmę - sprzedawał sprowadzane z Niemiec komputery i części komputerowe. Nie da się zaprzeczyć, że miał głowę do interesów - na początku lat 00. taki biznes był bowiem istną żyłą złota.
Mężczyzna szybko się wzbogacił, co pozwoliło mu zbudować imponującą posiadłość dla całej rodziny. Dzieci posłał do prywatnych szkół, po osiedlu jeździł nowym volvo s70. Choć spory majątek mógł wzbudzać zazdrość wśród miejscowych, Bogdańscy cieszyli się ogólną sympatią. Jak po latach wspominali sąsiedzi, łodzianie byli przyjaźni i pomocni, i – co było wówczas niezmiernie ważne w małych, wiejskich społecznościach - regularnie chodzili do kościoła.
Ciężkie pieniądze nie gwarantują lekkiego życia
W oczach miejscowych rzeczywistość Bogdańskich przypominała sielankę i do pewnego czasu zapewne nią była. W 2003 roku życie w dostatku zaczęły zakłócać problemy finansowe. Rozrastająca się konkurencja napływająca z Chin stopniowo miażdżyła mały interes Krzysztofa. Biznesmen jednak nie zamierzał tak szybko zrezygnować z dobrobytu.
Mężczyzna szybko wymyślił nowy plan. Postanowił sprzedawać na giełdzie pirackie gry i programy komputerowe, nauczył się też jak zdejmować simlocki z telefonów. Biznes jednak nie przynosił wystarczających dochodów, by pomóc Krzysztofowi odbić się od dna. Nie widząc innego wyjścia, 42-latek zaczął się zapożyczać, a przez złe zarządzanie finansami wkrótce dał się wciągnąć w spiralę zadłużenia.
Bogdańscy bardzo dbali o to, by ich pogłębiające się problemy nie ujrzały światła dziennego. Przed znajomymi niczym profesjonaliści odgrywali swoje role zadowolonych nowobogackich. W międzyczasie opracowali nowy pomysł na powrót do bogactwa. Planowali otworzyć biuro podróży we Wrocławiu. Tym razem w interes miała zaangażować się Bożena.
Tajemnicza wycieczka do Niemiec
W kwietniu 2003 roku krewni kobiety zaczęli podejrzewać, że coś było nie tak. Pojechali nawet do Starowej Góry, ale nie zastali Bożeny w domu. Krzysztof wytłumaczył im, że żona zabrała dzieci i pojechała do stolicy Dolnego Śląska, by zaaklimatyzować się w nowym miejscu przed ruszeniem z nowym biznesem. Dodał też, że na zbliżające się święta wielkanocne całą rodziną wybierają się do Niemiec, gdzie zatrzymają się na parę dni u znajomej.
Wielkanoc minęła, a Bogdańscy nie wracali do domu. Początkowo ich bliscy uspokajali się myślą, że pewnie po prostu przedłużyli pobyt. Niepokój jednak narastał z każdym dniem, w końcu krewni zadzwonili więc do znajomej, u której rodzina miała spędzić święta. Telefon jedynie potwierdził ich obawy. Kobieta zarzekała się, że żadnej świątecznej wizyty nie było nawet w planach.
Z domu nie zabrali nawet lekarstw
8 maja 2003 rok na policję zgłoszono zaginięcie pięcioosobowej rodziny. Służby w pierwszej kolejności podjęły się przeszukania willi w Starowej Górze. Podczas działań dokonali zaskakujących ustaleń. Dom sprawiał wrażenie, jakby mieszkańcy opuścili go tylko na moment.
Ubrania w szafach były nienaruszone, w pokojach zostały kosmetyki i inne rzeczy osobiste. Znaleziono nawet leki, mimo że nestorka rodu była schorowana i na stałe przyjmowała różne medykamenty, a Kuba chorował na astmę.
Zniknęły tylko telefony komórkowe, dowody osobiste, paszporty i prawa jazdy. Śledczych zainteresował też fakt, że z komputerów wymontowano dyski twarde. Wyglądało to tak, jakby ktoś chciał pozbyć się jakichś obciążających dowodów.
Z każdym kolejnym odkryciem pojawiało się coraz więcej pytań. W pamiętniku 16-letniej Małgosi znaleziono podejrzane zapiski o ojcu i jego wspólniku, który "przeszedł już granicę", a także listy pisane szyfrem. I tak już zawiłą sprawę skomplikowali dodatkowo technicy kryminalistyczni, którzy na podłodze i w łazience w domu Bogdańskich ujawnili ślady krwi.
Zemsta osób, od których wyłudził pieniądze?
W dalszej kolejności służby postanowiły dokładnie prześwietlić osoby zaginionych. Szybko odkryli, że w ostatnim czasie Krzysztof zmagał się z poważnymi problemami finansowymi – poważniejszymi, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
W obliczu wiszącej nad biznesem plajty Bogdański chwytał się brzytwy. Pożyczał pieniądze od znajomych, brał mało opłacalne kredyty, dał pod zastaw nawet rodzinny dom – tę samą posiadłość w kilku bankach. Grunt palił mu się pod nogami. Służby ustaliły, że w kulminacyjnym okresie Bogdańscy mogli być zadłużeni nawet na kilka milionów złotych.
Śledczy badali kilka hipotez. Równocześnie swoje własne śledztwo prowadził nieżyjący już detektyw Waldemar Czerwiński, który zaoferował nagrodę w wysokości 10 tys. zł za jakiekolwiek informacje w sprawie. Wszystkie tropy podejmowane przez służby prowadziły jednak donikąd.
Zostały przyjęte dwie wersje – jedna, że uciekli, wyjechali. Policja oczywiście prowadziła pod tym kątem czynności. Druga wersja, że zostali zamordowani przez tych, od których wzięli pieniądze i ich nie oddali – mówił w jednym z wywiadów Krzysztof Rutkowski.
Po nagłośnieniu sprawy zaginięcia Bogdańskich w mediach Rutkowski miał zacząć otrzymywać sygnały od pokrzywdzonych. A tych było wielu. Łódzki biznesmen miał obiecywać znajomym bogacenie się na prowadzonych przez niego inwestycjach i oddanie pożyczek z nawiązką. W ten sposób miał naciągnąć nawet kilkanaście osób na wysokie kwoty.
ZOBACZ: Wyszła do lasu na spacer i nie wróciła do domu. Sprawę po 27 latach pomogło rozwiązać Archiwum X
Nie pomógł nawet list gończy
W końcu za Krzysztofem, Bożeną i Danutą Bogdańskimi wystawiono listy gończe. Prokuratura nadal poszukuje całej trójki w związku z wyłudzaniem kredytów. Przez lata jednak do służb nie przedostały się żadne informacje o małżonkach ani ich dzieciach. Rodzina dosłownie zapadła się pod ziemię.
Wydaje mi się, że to jest jedyna taka sprawa w Polsce, że tak naprawdę zaginęły osoby reprezentujące trzy pokolenia tej samej rodziny. Trudno mi powiedzieć… Sprawa rodziny Bogdańskich jest specyficzna, trudna, nierozwiązana od wielu lat – skomentowała w jednym z wywiadów Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka, cytowana przez "Radio Zet".
Niektórzy wierzą, że Bogdańscy od dawna nie żyją, inni, że uwili sobie wygodne gniazdko za granicą. Obie wersje są prawdopodobne, na żadną z nich nie ma jednakże dowodów. Pozostają jedynie domysły. Do dziś, mimo starań śledczych i wsparcia miejscowej społeczności, zagadka zaginięcia rodziny spod Łodzi nadal pozostaje niewyjaśniona.