W ostatnich dniach media na całym świecie rozpisują się na temat księżnej Monako, która zalewie kilka dni po powrocie z rodzinnej Afryki znów opuściła kraj.
Jak ujawnił książę Albert, księżna wyjechała z Monako do ośrodka leczniczego, ponieważ była "wycieńczona fizycznie i emocjonalnie". Książę nie zdradził, gdzie dokładnie przebywa jego żona. Ujawnił jedynie, że powrót do zdrowia zajmie jej kilka tygodni.
Tymczasem Page Six publikuje wypowiedzi informatora, który rzuca nieco inne światło na tę sprawę. Donosi mianowicie, że Charlene Grimaldi cierpi na tajemniczą chorobę, w wyniku której "prawie zmarła". Źródło martwi się, że najbliższe otoczenie "bagatelizuje powagę stanu" księżnej i stawia ją w złym świetle.
To niesprawiedliwe, że jest przedstawiana jako osoba mająca jakiś problem psychiczny lub emocjonalny. Nie wiem, dlaczego pałac bagatelizuje fakt, że prawie umarła w Afryce Południowej - czytamy.
Informator donosi też, że 43-latka miała silną infekcję ucha, nosa i gardła, co wywołało u niej "poważne problemy z zatokami i połykaniem". Księżna przeszła kilka operacji.
Ona nie była w stanie jeść stałych pokarmów od ponad sześciu miesięcy z powodu wszystkich operacji, które w tym czasie przeszła. Mogła przyjmować płyny tylko przez słomkę, więc straciła prawie połowę swojej masy ciała - mówi źródło, dodając stanowczo, że Charlene nie cierpi na problemy ze zdrowiem psychicznym.
Informator dementuje też plotki, jakoby za nagłym wyjazdem księżnej miał stać jakiś kryzys w jej małżeństwie.
Jest wykończona operacjami, które pozbawiły ją możliwości normalnego odżywiania się. Rozpaczliwie tęskniła za dziećmi i mężem, kiedy utknęła w RPA. Prawda była taka, że była zbyt chora, aby wrócić do domu, gdyby mogła wrócić z rodziną, byłaby tam od razu - czytamy.
Jak myślicie, co tak naprawdę dzieje się z księżną Monako?
Zobacz też: Chciała uciec z Monako TRZY RAZY!
Czy kryzys w związku Deynn i Majewskiego to tylko medialna ustawka?