W maju 2022 roku Tomasz Lis przestał pełnić funkcję redaktora naczelnego w "Newsweeku". Dla wielu ludzi taka decyzja była szokiem, tym bardziej, iż ani wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska (RASP), ani Tomasz Lis nie podali powodów decyzji. Całej sprawie przyjrzał się wówczas Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski, który dotarł do zarzutów pracowników oskarżających Lisa o niewłaściwe zachowanie, jakiego miał się dopuszczać wobec podwładnych. W obszernym reportażu opisano, jak były redaktor tygodnika, doprowadzał do płaczu i ataków paniki pracowników, a także pozwalał sobie na seksistowskie odzywki.
Teraz okazuje się, że prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie Tomasza Lisa w części dotyczącej naruszenia nietykalności cielesnej ze względu na przedawnienie czynu.
Szymon Jadaczak ponownie przyjrzał się całej sprawie, docierając do dokumentów prokuratury, z których wynika, że "zachowanie Tomasza Lisa względem nich (współpracujących z Lisem kobiet - red.) nie może zostać ocenione inaczej niż w kategorii naruszenia nietykalności cielesnej".
Co ciekawe, śledczy uznali także, że Lis nie dopuścił się mobbingu, podkreślając jednak, że "większość przesłuchanych dziennikarzy stwierdziła, że takie zachowania naczelnego, jak opowiadanie homofobicznych i nieprzyzwoitych dowcipów, straszenie utratą pracy, trzymanie nóg na stole, tworzenie nieprzyjemnej atmosfery, mogły nosić znamiona mobbingu".
Warto dodać, że w sierpniu 2022 roku zostało w tej sprawie wszczęte dochodzenie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, które prowadzone było pod kątem podejrzenia popełnienia dwóch przestępstw: uporczywego i złośliwego naruszania praw pracowniczych oraz naruszenia nietykalności cielesnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wstrząsające zeznania pracowników Lisa
26 kwietnia 2024 roku sprawa została umorzona. Wirtualna Polska dotarła jednak do dokumentów sądowych, w których znalazły się zeznania świadków oraz wnioski prokuratorki prowadzącej całe dochodzenie.
Prokuratura ustaliła, że niewłaściwe zachowania Lisa miały mieć miejsce przy produkcji materiałów wideo w wydawnictwie. To właśnie wtedy Tomasz rzekomo dopuszczał się nagannego zachowania.
Jedna z kobiet zeznała, że, były już redaktor naczelny "Newsweeka", sprawiał kłopoty niemal wszystkim jej koleżankom.
Druga kobieta dodała, iż "dziennikarz był dla niej na tyle uciążliwy, że cyklicznie rezygnowała ze współpracy przy jego programie, aby unikać spotkań. Bezpośrednia przełożona kobiet została poproszona, by była obecna, m.in. gdy pracownice będą wykonywać makijaż Tomasza Lisa. Dlaczego? Argumentowały to m. in. tym, że "Tomasz Lis rzuca głupie teksty" - czytamy w tekście Jadczaka.
W zeznaniach pojawiły się również konkretne przykłady działań Lisa. Jedna z kobiet opisała, jak Tomasz dotykał jej włosów wbrew jej woli, a także wkładał palce w dziury w spodniach.
Gdy pewnego razu, kiedy nosiła spodnie z dziurami, Tomasz Lis w czasie makijażu, włożył swoje palce w dziury w spodniach makijażystki na wysokości ud. Kobieta, w pierwszym odruchu, odskoczyła. Redaktor naczelny 'Newsweeka' nigdy nie przeprosił za swoje zachowania, gdy widział, że kobieta nie życzy sobie takich sytuacji - można przeczytać w uzasadnieniu umorzenia sprawy.
Lis miał również próbować pocałować pracownicę (w tym wypadku makijażystkę), gdy ta skończyła wykonywać pracę. Na tydzień przed zwolnieniem Tomasza z "Newsweeka" miało dojść do poważnego incydentu z dziennikarzem.
Poszkodowana kobieta zeznała, że Tomasz Lis miał pójść za nią przyspieszonym krokiem, złapać ją za twarz, przycisnąć do ściany i pocałować w policzek, mimo że kobieta próbowała się wyrwać - podsumowała prokuratorka.
Zaatakowana kobieta postanowiła działać i w maju 2022 roku zgłosiła całą sprawę do działu HR RASP. Z dokumentów prokuratury wynika, że kobieta odbyła spotkanie pracownicze, na którym opowiedziała o tym, czego miała doświadczyć ze strony Lisa, ale wydawnictwo nie wszczęło żadnej oficjalnej procedury związanej z naruszeniem nietykalności pracownic w miejscu pracy. Kobieta otrzymała jedynie poradę prawną oraz przypominano jej o konieczności zachowania poufności w tej sprawie.
Co ciekawe, Tomasz Lis na pytania prokuratury o wymienione sytuacje z udziałem wspomnianych kobiet stwierdził, że nie zna tych osób, a ich nazwiska nic mu nie mówią.
Przez prokuraturę badany był również wątek uporczywego naruszania praw pracowniczych. Jak zeznali pracownicy, Lis jak nikt inny potrafił wprowadzać mroźną, gęstą atmosferę.
"Potrafił wprowadzać mroźną atmosferę, a ludzi w stan dygotania samym tylko sposobem swojej wypowiedzi. (...) Dziennikarze nie pozwalali sobie na to, aby nie zgodzić się z Tomaszem Lisem, ponieważ się go bali. Niejednokrotnie zdarzało się, że Tomasz Lis wchodził do któregoś z dziennikarzy do pokoju i zakładał nogi na jego biurko. (...) Tomasz Lis jest inteligentnym człowiekiem i wie, na co może sobie pozwolić, nigdy nie kierował przekleństw do konkretnej osoby, nikogo nie znieważał, jednak dało się wyczuć jego poczucie wyższości, próbę przekazania innym komunikatu, że zależą od niego" - czytamy w reportażu Wirtualnej Polski.
Z kolei w czerwcu 2018 roku jedna z dziennikarek zgłosiła się do działu personalnego wydawcy, informując o niewłaściwym zachowaniu Lisa. Kobieta została zachęcona do złożenia skargi, jednak odmówiła, argumentując obawą przed tym, że Tomasz Lis będzie chciał ją zniszczyć.
Wówczas sam zainteresowany, gdy dowiedział się o krążących o jego zachowaniu plotkach, złożył w firmie wniosek o przeprowadzenie wobec siebie postępowania antymobbingowego. Jaki był wynik? Jak zeznała szefowa HR w RASP, wykryto u Lisa nieprawidłowości dotyczące stosowania wulgaryzmów, niewybrednych żartów, a także wybuchowość i emocjonalność.
Tomasz Lis i jego prokuratorskie zeznania
Podczas przesłuchania w prokuraturze Tomasz Lis zaprzeczył, by kiedykolwiek jego zachowanie nosiło znamiona mobbingu. Dziennikarz twierdził również, że oskarżenia dotyczące m.in. trzymania nóg na biurkach podwładnych są fałszywe, argumentując to tym, iż jego dobre wychowanie nie pozwoliłoby mu na takie zachowanie.
Prokuratorka umorzyła wątek dotyczący mobbingu i podkreśliła, że kluczowe było w tym przypadku znaczenie pojęć "złośliwego" i "uporczywego" łamania praw pracowniczych, o których mówi art. 218 par 1a kodeksu karnego.
Prokuratorka dodała również, że żaden z dziennikarzy nie stwierdził, że był ofiarą mobbingu, uznając w decyzji o umorzeniu postępowania, że "Tomasz Lis nie był mobberem. Był szefem, którego styl zarządzania zatrzymał się w latach 90. - jego grubiańskie zachowania, dowcipy z seksualnym podtekstem, straszenie utratą pracy, władczy styl zarządzania, budziły coraz większy sprzeciw podległych mu osób. Do redakcji 'Newsweeka' przychodzić zaczęli również ludzie młodzi, wychowani w nowoczesnym społeczeństwie, którzy zupełnie nie rozumieli, że model zarządzania naczelnego 'Newsweeka' był kiedyś standardem w mediach i oceniali go jako nieakceptowalny" - czytamy.
Tomasz Lis komentuje decyzję prokuratury
Wirtualna Polska poprosiła Tomasza Lisa o komentarz, co do ustaleń prokuratury.
Dziennikarz wyznał, że przesłane mu pytania "mają charakter insynuacyjny, zniesławiający i naruszający moje dobra osobiste".
Nie wiem o żadnych rzekomych ustaleniach prokuratury. Nie dopuściłem się żadnych czynów, które próbuje mi pan przypisać. Wezwany na przesłuchanie w prokuraturze - podkreślam, w charakterze świadka - stawiłem się i odpowiedziałem obszernie na wszystkie stawiane mi pytania, które nie zawierały zresztą nawet sugestii dotyczących tego, co pan nazywa ustaleniami. Było to bodajże w styczniu. Co się dzieje w śledztwie, nie wiem. Nie mam żadnych zarzutów - dodał Lis.