Colin Farrell, choć znany jest z reputacji bawidamka, wydaje się być odpowiedzialnym ojcem. W Polsce cieszy się dużym zainteresowaniem, co jest zasługą nie tylko jego hollywoodzkiej kariery, ale także romansu z Alicją Bachledą-Curuś. Owocem tego związku jest 13-letni Henry Tadeusz. Farrell nie tylko płaci na rzecz syna 30 tysięcy dolarów miesięcznie, ale także aktywnie uczestniczy w jego wychowaniu. Niemałe poruszenia w mediach wywołała obecność chłopca u boku ojca na tegorocznej gali Oscarów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Drugi syn Colina Farrella
Wielu jednak nie wie, że Henry Tadeusz nie jest jedynym synem Farrella. W 2001 roku aktor został ojcem Jamesa, którego matką jest modelka Kim Bordenave. Farrell i Bordenave rozstali się krótko po narodzinach chłopca, ale od tamtej pory wspólnie zadbali o jego wychowanie, korzystając z pomocy specjalistów. W 2007 roku Farrell potwierdził, że James cierpi na zespół Angelmana (AS), rzadką chorobę genetyczną, która wpływa przede wszystkim na układ nerwowy.
Zespół Angelmana objawia się między innymi głęboko osadzonymi oczami, nieproporcjonalnie szerokimi ustami, mocno rozstawionymi zębami i mniejszą głową niż u zdrowych osób. Choroba ta często wiąże się z niepełnosprawnością intelektualną, ataksją, problemami z mówieniem (około 30% dzieci z AS w ogóle nie mówi) czy epilepsją. Kolejnym symptomem AS są niekontrolowane napady śmiechu. Choroba ta jest bardzo rzadka - dotyka zaledwie 1 osobę na 15 tysięcy.
W 2021 roku, Farrell i Bordenave spotkali się w sądzie, by złożyć wniosek o ubezwłasnowolnienie pełnoletniego już Jamesa. Rodzice chłopca przedstawili dokumenty, które dowodziły, że 18-letni James nie jest w stanie sam o siebie zadbać.
James nie mówi i ma problemy z podstawowymi czynnościami, które utrudniają mu dbanie o swoje zdrowie fizyczne i ogólne samopoczucie. Potrzebuje stałej opieki i pomocy w przygotowaniu posiłków, myciu się i ubieraniu - mówił o stanie syna Farrell.
Kilka lat temu, aktor przyznał w wywiadzie, że opieka nad chorym synem to ogromne wyzwanie.
Walka o życie dziecka ze specjalnymi potrzebami jest tak zaciekła, że może rozerwać serce - mówił.