Minionej nocy w Beverly Hills już po raz 82. rozdano Złote Globy. Jedna z najbardziej prestiżowych nagród w środowisku filmowym trafiła na konto Colina Farrella. Fenomenalna kreacja Irlandczyka w serialu "Pingwin" uznawana jest przez wielu krytyków za jego opus magnum.
Po odebraniu trzeciej statuetki w historii gali zwieńczonej wzruszającym przemówieniem na temat swoich synów aktor udzielił niezliczonej liczby wywiadów, opowiadając przede wszystkim o swej spektakularnej transformacji. Pogrubienie, oszpecenie i wyraźne dodanie mu lat pomogły mu jeszcze dokładniej przekazać emocje odgrywanej postaci. Efektami przemiany na bieżąco dzielił się ze swoimi dziećmi.
Colin Farrell ujawnił, jak wyglądają jego relacje z synami
Nagrodzony 48-latek przyznał w rozmowie z prowadzącym program "Extra! TV", że pierwszy seans "Pingwina" odbył w towarzystwie starszej siostry Claudine, którą tego dnia poprosił o odebranie ze szkoły Henry'ego Tadeusza. Wspólnie dotarli do studia Warner Bros. W odróżnieniu od swojej cioci, syn Farrella i Alicji Bachledy-Curuś dotrwał do napisów końcowych, wyrażając zachwyt metamorfozą ojca.
Dziennikarz przytoczył jedną z ich wcześniejszych rozmów, podczas której aktor żartobliwie stwierdził, że "jest zbyt przystojny, żeby ucharakteryzowano go na tak brzydkiego". Colin Farrell z uśmiechem na ustach zakazał prezenterowi dalszego odczytywania jego maili. Ten z kolei w naturalny sposób przeszedł do tematu jego synów, którzy odziedziczyli po nim urodę.
To dobrzy chłopcy. Robię to od 22 lat. Nie daję rady od 22 lat - kontynuował pełen humoru wywiad.
Irlandzki gwiazdor został zapytany o to, jakimi zasadami kieruje się w wychowywaniu młodych mężczyzn.
Nie mam pojęcia, co takiego robię. Staram się nie wchodzić im w drogę - odpowiedział z przymrużeniem oka.
Farrell przytoczył też pewną ciekawostkę z planu "Pingwina". Podczas długich dni zdjęciowych zdarzało mu się wysyłać do synów wiadomości, w których symulował głos swojego bohatera.
Wiedzieliście, że jest z niego aż taki zgrywus?