Dominika Kulczyk, Nicole Soszyńska i Victoria Wejchert, czyli córki najbogatszych biznesmenów, wykorzystały żyłkę do interesów i kontynuują pomnażanie rodzinnego majątku. Podobną drogę obrały Julia i Karolina Sikorskie. Dziedziczki od dziecka żyły w rytm życia Unimotu, czyli koncernu założonego przez swojego ojca Adama Sikorskiego, który w 2020 roku znalazł się na liście najbogatszych ludzi w Polsce. Gdy tylko skończyły studia, gładko weszły w struktury paliwowego koncernu, który generuje już 13 mld zł przychodu. Biznesmenki mają w planach przejąć niebawem schedę po tacie.
Różnice w codzienności latorośli najbogatszych względem tych, jaką mają dzieci "zwykłych" Kowalskich, widać już na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Siostry Sikorskie idą jednak w zaparte, że ojciec od małego uczył je ciężkiej pracy i od samego początku przygotowywał do wykonywania zawodu, przez co ich dorastanie mocno odbiegało od powszechnych wyobrażeń. Nie było mowy o bezstresowym wychowaniu - Karolina i Julia musiały ulec nakładanej przez wymagającego rodzica presji i sprostać jego oczekiwaniom.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co więcej, córki jednego z najbogatszych Polaków przekonują, że prywatnie można sobie być córką prezesa, ale jeśli chodzi o zarządzanie takim przedsiębiorstwem jak ich, nie daje to żadnej taryfy ulgowej. O swoim "ciężkim" losie siostry pełniące funkcje dyrektor zarządzająca Unimot w Genewie oraz menadżer ds. marketingu paliwowego giganta opowiedziały na łamach najnowszego numer magazynu Forbes. Absolwentki renomowanych szkół w Genewie i Londynie zaczęły wywiad od udzielenia odpowiedzi na pytanie, odkąd pracują w firmie ojca.
Od dziecka. Najpierw jeździłyśmy do naszego pierwszego biura na Torowej w Częstochowie - zdradziła Julia Sikorska. Zaczynałyśmy od mielenia papierów – nie raz zmieliłyśmy niechcący jakąś fakturę [śmiech]. Chodziłyśmy po biurkach, biegałyśmy po biurze – jak to dzieci. Kiedy biuro zaczęło się rozrastać, zmienialiśmy lokalizację. Mimo że nie byłyśmy z siostrą stricte w biznesie, to spędzanie czasu w naszej rodzinnej firmie było dla nas czymś naturalnym. Na pewno wzbudzałyśmy duże zainteresowanie i rozładowywałyśmy atmosferę. Ludzie nas bardzo wspierali. Naprawdę dobrze to wspominam.
Karolina przyznała, że jeśli chodzi o biznes, sporo nauczyło ją posiadanie własnej firmy Teddy's Treats (nazwanej na cześć jej pupila o imieniu Tedi) produkującej wegańskie przysmaki dla psów. Zaznaczyła, że założyła swój brand bez pomocy ojca i z powodzeniem udaje jej się pogodzić prowadzenie obu przedsiębiorstw.
Nabrałam pewności siebie za sprawą mojej marki, bo nie raz słyszałam słowo "nie". I nie było "tata ma kontakty", "tata mnie uratuje" - twierdzi Karolina. Byliśmy z Tedkiem zdani na siebie, co nauczyło mnie zarówno pokory, jak i pewności siebie. Podjęłam decyzję, że dam radę to zrobić i nie dawałam sobie żadnej innej opcji. Z takim samym nastawieniem przejęłam dział marketingu w naszej rodzinnej firmie.
Siostry przekonują, że świetnie odnalazły się w firmie, jako młode osoby pełniące funkcje decyzyjne. Między innymi dlatego, że były nowe, ale jednak połowa osób zatrudnionych w firmie już je znała. Jak to określiła Julia, "wprowadziły trochę świeżego powietrza", gdyż wcześniej grupa wiekowa w firmie składała się z osób 30+, przez co "praca w biurze była troszeczkę monotonna".
Czerpiemy z pracy dużą przyjemność - zapewniła. Bawimy się gadżetami, które zamawiamy dla klientów, gramy w ping-ponga w strefie relaksu, żartujemy. Siedzimy z siostrą na open space, gdzie krzyczymy do siebie z wyspy na wyspę. Jesteśmy wszyscy bardzo blisko, bo stworzyliśmy rodzinną atmosferę. I wydaje mi się, że tata jest z tych zmian zadowolony, bo często spaceruje po firmie z uśmiechem na twarzy. Oczywiście nie zawsze jest idealnie. Jednak odnoszę wrażenie, że pracownicy nas bardzo ciepło przyjęli. Szczególnie dlatego, że mamy masę pomysłów, które są realizowane.