Anna Wendzikowska od lat stara się uchodzić za osobę wyjątkowo wszechstronną. Celebrytka pojawia się na szklanym ekranie i prężnie działa jako influencerka-podróżniczka, a przy nawale pracy znalazła nawet chwilę, aby rozpocząć kurs tańca na rurze. Niedawno na jedną z lekcji zabrała także swoją pięcioletnią pociechę, co wzbudziło jednak spore kontrowersje.
Anna Wendzikowska zyskała też miano osoby konsekwentnej i nigdy nie zapomina napomknąć, że walczy o swoje. Niedawno celebrytka zwierzyła się swoim obserwującym z tego, jak musiała wspiąć się na bardzo wysoki mur tylko po to, aby móc zrobić sobie zdjęcie. Odgryzała się też krytykom, że "zapi**dalała i pisała olimpiady", więc nikomu nic nie zawdzięcza.
Tym razem sprytna Ania pochwaliła się kolejnym wyznaniem, które dla odmiany opublikowano na łamach Faktu. W rozmowie z tabloidem celebrytka poruszyła temat mandatu za złamanie przepisów drogowych i naświetliła nam historię tego, jak spierała się z policjantami o wysokość kary i liczbę punktów. Zaczęła jednak od początku, a więc od tego, że "zagapiła się" na drodze.
Zagapiłam się i źle skręciłam. Patrol jednak sugerował na początku, że przejechałam na czerwonym. Groziło mi 500 zł kary i kilka punktów - dowiedział się tabloid.
Nieustępliwa celebrytka nie zgodziła się jednak z wersją patrolujących drogę policjantów i postanowiła walczyć o niższą karę. Ania poprosiła ich o sprawdzenie nagrania, z którego podobno wynikało, że faktycznie nie przejechała na czerwonym świetle. "Zagapienia się" nie udało jej się co prawda podważyć, ale i tak się opłaciło, bo skończyło się na 100 złotych mandatu.
Powiedziałam, że nie przyjmuję mandatu, policjant sprawdził nagranie i rzeczywiście nie przejechałam na czerwonym świetle. Niestety, z lewego pasa skręciłam w prawo, no i skończyło się na stuzłotowym mandacie i jednym punkcie karnym - pochwaliła się.
Z relacji mediów wynika, że na szczęście "zagapienie się" Anny na drodze nie spowodowało żadnych zagrożeń w ruchu drogowym.
Zaimponowała Wam?